G + J, Gruner + Jahr, Warszawa 2013, Merlin.
O scenie
Trwa moda na wywiady-rzeki z twórcami kojarzonymi przez całe pokolenia odbiorców. Na tle kolejnych publikacji pop bardzo dobrze wypada Maryla Rodowicz, która Jarkowi Szubrychtowi opowiada o swojej karierze, anegdotach z tras oraz o budowaniu życia prywatnego. „Wariatka tańczy” to niemal modelowy przykład długiej rozmowy przygotowanej z myślą o czytelnikach, niekoniecznie rekrutujących się spośród fanów. To rodzaj wspomnieniowego zbioru anegdot, przeglądu artystycznego życia – i pomysłu na sztukę. Szubrycht odnosi się do kolejnych osiągnięć piosenkarki (i do kolejnych etapów jej sławy), pytając o najciekawsze doznania, obserwacje i wrażenia. Każda wypowiedź zamienia się więc w małą narrację, skrótową, a mimo to niespieszną. Można mieć wrażenie, że Maryla Rodowicz czasem dość powierzchownie traktuje niektóre tematy – ale to bardziej chęć ucieczki od rutyny. Artystka biografom zostawia żmudne rejestrowanie faktów, sobie pozwala natomiast na snucie swobodnej opowieści o tym, czego nie widać na scenie. Zwykle są to rzeczy przyjemne lub zabawne – a przynajmniej takie, których minorowe brzmienie łagodzi czas. Maryla Rodowicz opowiada o sobie z dużym poczuciem humoru, nie zamierza w książce przyjmować pozycji gwiazdy. Nie narzeka na własną codzienność, za to próbuje doszukiwać się pozytywów w każdej sytuacji. „Wariatka tańczy” to zatem lektura ciepła i optymistyczna, a także ciekawa z punktu widzenia publiczności: oto bowiem artystka przywołuje naprawdę wiele opowieści z życia koncertowego.
Jarek Szubrycht od początku przyjmuje postawę tego, który zna fakty i chce teraz uzupełnić je o interpretacje. Podrzuca Maryli Rodowicz kolejne wydarzenia atrakcyjne z punktu widzenia odbiorców i tylko czasami dopytuje o przyczyny konkretnych wyborów. Tworzy nastrój przyjemnej i przyjacielskiej pogawędki, chowa się za wydarzeniami. Zapewnia szkielet wspomnieniom, ale nie zamierza przyczyniać się do jego obudowywania. Jedynie od czasu do czasu wyrywa mu się osobista uwaga na temat omawianej właśnie płyty. Szubrycht lubi też przyjmować rolę słuchacza – pyta wtedy w imieniu przeciętnego odbiorcy, którym kieruje najbardziej elementarna ciekawość. Nie sięga natomiast po cudze recenzje i nie zasłania się wycinkami z prasy, głos oddaje Maryli Rodowicz i w swoim dystansowaniu się jest konsekwentny. Prowadzi luźną rozmowę i chociaż jest do niej przygotowany, próżno by tu szukać bibliografii czy spisu nagrań. Szubrycht usuwa się w cień do tego stopnia, że „Wariatka tańczy” przypomina tematyzowany pamiętnik Rodowicz.
„Wariatka tańczy” to miły dodatek do płyt artystki, oczywiście ozdabiany zdjęciami z prywatnego archiwum. Nie stawia się tutaj na biograficzne zwierzenia – wyjątkiem jest kwestia kolejnych partnerów i dzieci Maryli Rodowicz, a także kilka pytań ogólniejszych, które zamykają tom. Jarek Szubrycht szuka odpowiedzi na pytania nurtujące fanów, ale nigdy nie zniża się do poziomu „dziennikarzy” z tabloidów, widać za to, że Rodowicz ma do niego zaufanie i dobrze czuje się w tej rozmowie. Piosenkarka opowiada również o swoich scenicznych przyjaźniach i antypatiach, o pomysłach na kostiumy, a także o występach w serialu „Rodzina zastępcza”. Podczas lektury cały czas czuje się powierzchowne poruszanie tematów – wszystko podane jest lekko i bez niepotrzebnych analiz. Bywa, że czytelnicy zatęsknią za bardziej dokładnymi opowieściami – ale w „Wariatce” została przyjęta konwencja, która doskonale tłumaczy wszelkie skróty i właściwie uniemożliwia budowanie biograficznych historii. „Wariatka tańczy” jest wywiadem-ciekawostką, sympatycznym prezentem dla fanów Maryli Rodowicz – i książką, na którą wielu odbiorców czekało. Dostarcza sporo rozrywki, chociaż na rzetelne przedstawienie dokonań Maryli Rodowicz przyjdzie jeszcze poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz