Szafa 2013.
Marzenia o tworzeniu
Rzadko zdarzają się poradniki złożone z „esencji”, samych wskazówek i podpowiedzi. Na przeciwległym biegunie takich publikacji znajdują się książki, których autorzy piętrzą własne filozofie, by przekonać nieprzekonanych. Do takich tytułów należy „Droga artysty”, tom, w którym Julia Cameron bardziej koncentruje się na usuwaniu psychicznych blokad niż na temacie kreatywności jako takiej. Niezwykle cenne obserwacje dotyczące psychiki potencjalnych twórców oraz pomysły na uruchomienie procesu tworzenia rozwadnia w długich wywodach o znaczeniu retoryczno-perswazyjnym. Pragmatyków niespecjalnie przekona ciągłe powracanie do tematy Boga (traktowanego nie religijnie, a duchowo, jako istoty pomocnej w działaniu), modlitw (przywoływanych na przemian z afirmacjami i medytacjami) i duchowego rozwoju. Zwłaszcza że Cameron wcale nie próbuje nawracać na żadne wyznanie, a język religii pomaga jej jedynie w nazywaniu tego, co dzieje się z emocjami ludzi tworzących.
Autorka wymyśla dwunastotygodniowy cykl zajęć, dzięki którym każdy, kto tęskni za kreatywnością, będzie mógł obudzić w sobie twórcę. Sama porusza się wśród ludzi piszących, ale jej porady są na tyle uniwersalne, że skorzystać z nich może każdy, kto chce realizować marzenia. Każdy tydzień ma jasno określony cel – czasem jest to usunięcie barier i blokad, czasem przyzwyczajanie umysłu do twórczego działania, wypracowywanie przydatnych zachowań czy budzenie w sobie artysty. Większość tematów Julia Cameron nazywa górnolotnie – to polskim czytelnikom wcale nie jest potrzebne, bo znacznie lepiej korzystałoby się z tej książki, gdyby narracja nie była rozdmuchiwana. Ale autorka w przeświadczeniu, że wymaga się od niej uzasadnień i argumentów, przywołuje rzekome przykłady skuteczności porad. Przypomina to naiwne perswazje z łańcuszków szczęścia a rebours (jeden sędzia zaczął pisać i odniósł sukces), ale ostatecznie na ten styl i ten rodzaj przekonywania można przymknąć oko, zwłaszcza że prawdziwa moc „Drogi artysty” tkwi w kilku ujętych tu i odpowiednio uwypuklonych poradach.
Cameron raczej intuicyjnie podchodzi do swoich metod pracy – wie, że działają, ale często nie zdaje sobie sprawy, dlaczego, widzi skutek, ale nie rozumie mechanizmu, przez to nie może czytelnikom podrzucać racjonalnych wyjaśnień i bez przerwy odwołuje się do ich emocji. Prawdopodobnie właśnie dlatego aż tak rozbudowała w narracji proste komunikaty. Ale charakterystyczny styl wkrada się nawet do ćwiczeń i zadań na końcu omówienia każdego tygodnia. I w prostych poleceniach Julia Cameron posługuje się swoimi sformułowaniami – zamiast wybrać rzeczowe komunikaty. Nadaje to książce spójności, ale wcale nie było potrzebne, bo ćwiczenia należy wykonywać przez siedem dni i Cameron podsuwa też odbiorcom sposób na kontrolowanie własnych działań. Na marginesach natomiast (i co pewien czas – w ramkach, w formie list) przywołuje zachęcające do pracy cytaty.
„Droga artysty” to książka, która ma w natchniony sposób otwierać umysły i prowadzić do sukcesów artystycznych. Jeśli jednak odrzuci się przeegzaltowaną narrację i naiwne przykłady, pozostanie garstka skutecznych wskazówek, nad którymi na pewno warto się zastanowić – wcielenie ich w życie, po odarciu z „uduchowionej” otoczki, wzmacnia kreatywność i otwiera na tworzenie. To z kolei doprowadzić może do ciekawych rezultatów i przynieść satysfakcję tym czytelnikom, którzy chcieliby odnaleźć w sobie artystę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz