poniedziałek, 9 grudnia 2013

Alberto Salazar, John Brant: 14 minut. Historia legendarnego biegacza i trenera

Galaktyka, Łódź 2013.

Przeżycia

Chociaż „14 minut” jest tomem wydanym w sportowej serii Galaktyki, samego sportu znajduje się tu niewiele. Alberto Salazar (oraz jego ghost, John Brant) nie zamierza zdradzać treningowych sztuczek, ani charakteryzować krok po kroku sportowej kariery bohatera tomu. Salazar i Brant próbują dostarczać czytelnikom zupełnie innych emocji – i nie zawsze spotkają się z uznaniem.

Salazar, jak wszyscy, przedstawia swoje dzieciństwo, w którym pojawiały się zalążki biegaczej pasji – ale bardziej obchodzi go wyjaśnianie politycznych powiązań członków rodziny, a i opisywanie temperamentów bliskich. Ten element byłby konieczny w autobiografii kogoś, kto jest znany z wybuchowego charakteru lub choćby z burzliwych kłótni w rodzinnym gronie. Tymczasem Alberto Salazar nie należy do celebrytów, nie osiągnął jako zawodnik olśniewających sukcesów, a jako trener biegaczy szerokiej publiczności niemal nie jest znany – mógł więc spokojnie ten temat pominąć. A jednak, co okaże się w dalszej części tomu, Salazar siebie postrzega zupełnie inaczej niż jest widziany z zewnątrz. Z tych rozbieżności tworzy się lepszy portret, dla samego trenera kompletnie niedostępny.

Najważniejszym zagadnieniem w książce jest motyw unikania śmierci. Bohater książki w młodości nie przejmował się zbytnio bezpieczeństwem podczas biegania i doprowadzał organizm na skraj wytrzymałości przez zaniedbania, a nie pasję czy chęć eksperymentowania. Najdziwniejszy i trudny do wyjaśnienia z medycznego punktu widzenia jest tu motyw z czternastominutowym zatrzymaniem akcji serca, po którym autor doszedł do siebie. To wydarzenie ukształtowało go i tłumaczy sens powstania książki. Jest świadectwem niemożliwego, a przy okazji sugeruje, że każdy człowiek nosi w sobie ekscytującą historię. Salazara zupełnie nie interesują teorie na temat biegania – dopóki nie zostanie trenerem, nie koncentruje się na sporcie. Teoretyczne rozważania do niczego mu się nie przydają i niczego nie uczą. To spory kontrast z dotychczasowymi publikacjami, w których kolejni sportowcy bez przerwy analizują swoje dokonania i poszukują recept na zwycięstwo. Salazar nie przejmuje się odkryciami. On po prostu wierzy.

I właśnie wiara może zdominować tę lekturę – jak u Jurka i Rolla dieta, jak u McDougalla bieganie boso. Salazar o Bogu wspomina przy każdej możliwej okazji, co staje się zabawne w chwili, gdy (pod koniec książki) wyjaśnia nowym podopiecznym, że mówi się o nim jako o osobie bardzo religijnej, ale sam nie zaczyna tego tematu, chyba że ktoś wyrazi chęć rozmowy o wierze. Przez cały tom natomiast udowadniał, że jest zupełnie inaczej. Salazar bardziej niż bieganiem przejmuje się duchowością, co może być uciążliwe dla odbiorców, którzy czekają na kolejną zanurzoną w sporcie opowieść i zdradzanie tajników pracy trenera. Pod koniec opisuje jeszcze budowanie specjalnej drużyny – to bardziej tematy marketingowe niż zawodowe.

Alberto Salazar dba o to, żeby przedstawić odbiorcom nieznane aspekty swojego życia. Sport jest tu tylko dodatkiem przy autoprezentacji – ale nie elementem ważnym czy przyciągającym uwagę. Po zapoznaniu się z opowieścią nie dziwi już okładkowe zdjęcie, bardziej przypominające wizerunki uzdrowicieli i wizjonerów niż sportowców. „14 minut” to książka, z której raczej trudno będzie wyłuskać miłość do biegania, co część czytelników może rozczarować – mimo że Salazar i Brant starają się rozbudzić zainteresowanie egzystencją trenera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz