Klin, Warszawa 2013, Merlin.
Zabawa trupem
Ostatnia powieść Joanny Chmielewskiej, „Zbrodnia w efekcie”, to książka, która fanom przypomni znane wątki, a sceptykom udowodni, że pisarka na koniec powróciła do całkiem dobrej formy. Nie jest to wprawdzie tom bestsellerowy, ale Chmielewska wyeliminowała z niego wiele narracyjnych przyzwyczajeń, które w końcu stały się wynaturzeniami, i wprowadziła z powrotem bardziej dynamiczną akcję, przypomniała też o Joannie z lepszych lat. Skoncentrowała się wprawdzie najbardziej na wątku kryminalnym i śledztwie, ale i parę sympatycznych motywów obyczajowych się tu znalazło, a co najważniejsze – w narracji powraca niewymuszony humor i pogodny styl. „Zbrodnia w efekcie” nie koncentruje się na budowaniu jednego życiorysu i jednej prywatnej przestrzeni, postaci plącze się tu całkiem sporo, ale – co warto podkreślić – to bohaterowie obu płci i różnych pokoleń, więc dla czytelników chaos tworzony przez autorkę będzie całkiem przyjazny.
Zwłaszcza że jest to chaos nieco znajomy. Joanna stanowi wskrzeszenie Joanny sprzed lat, obarczonej wprawdzie zmodyfikowanym doświadczeniem życiowym, ale i silnym, a jeszcze nie karykaturalnym charakterem. Krewne przywołują na myśl portretowaną kiedyś żeńską część rodziny pisarki. Powraca tu również, już we własnej osobie, Robert Górski. Z przeszłości natomiast wyłania się kopia Marka, już ze świadomością wszystkich jego wad i stwarzanych pozorów. Wśród wielu ciekawych postaci Chmielewska porusza się z wprawą. Rezygnuje z indywidualnych i kiedyś do znudzenia powtarzanych wyskoków, bardzo rzadko szczątkowo je sygnalizuje (jak w motywie robienia przyjęcia).
W gąszczu wyrazistych charakterów narracja zostaje uspokojona. Joanna Chmielewska sprawdziła już, do czego prowadzi posługiwanie się skrajnie kolokwialnym (a przy tym niecodziennie kreatywnym) językiem w konstruowaniu powieściowych przestrzeni – i na szczęście zrezygnowała ze stylistycznych wygibasów. Pozwala sobie na nie tylko czasem, żeby wzbogacić emocjonalną warstwę wypowiedzi postaci. Teraz jest to przyjemne w lekturze. A przecież o przezroczystej narracji mowy nie ma, bo autorka nie rezygnuje z żartu. Bywa, że to żart znany wiernym czytelnikom: taki funkcjonuje tu na prawach odnośnika do dawnej anegdoty, a nie ma bezwzględnie rozbawiać. Chmielewska tworzy wystarczająco dużo humorystycznych scenek, żeby nie musieć opierać się na dawnych dowcipach. I tak zapewnia dobrą do czytania książkę – nie męczy, nie irytuje starymi przyzwyczajeniami, mimo że też się od nich nie odcina. Proponuje coś swojsko brzmiącego, w sprawdzonym tonie, ale bez odcinania kuponów od dawnej świetności.
„Zbrodnia w efekcie” posiłkuje się klasycznym kryminalnym schematem, chociaż tożsamość mordercy wydaje się być łatwiejsza do odkrycia niż tożsamość ofiary. Pomysłowa intryga i dobra zabawa splatają się w tej książce z niezaprzeczalną lekkością. Tom nie ma wprawdzie siły działania bestsellerowych czytadeł tej autorki, ale nie pozostawia złego wrażenia, przypomina za to o dawnej i uwielbianej Chmielewskiej. Zwłaszcza we fragmentach, w których autorka przenosi uwagę z rozplątywanych relacji i scen z przeszłości na rzeczywistość pozakryminalną, uniwersalną dla bohaterów i czytelników, niemal pozbawioną szybko starzejących się punktów. Zniknęło w fabule i w stylu zacietrzewienie, zniknęła gorycz, która przed „Krwawą zemstą” zaczęła coraz częściej wkraczać do tekstów i modyfikować je w sposób, który zaprzeczał pogodzie ducha. Pozostała Chmielewska sprawna warsztatowo, nienudna i bliska czytelnikom. I taką będzie można zapamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz