Prószyński i S-ka Warszawa 2013.
Na prowincji
Izabella Frączyk miała niemal karykaturalny pomysł na rozgrzewające czytadło ze śladami kryminału. Ale że ów pomysł zrealizowała bezbłędnie, „Dziś jak kiedyś” plasuje się wysoko na liście ciekawych obyczajówek na pochmurne dni. Zwłaszcza że autorka dość swobodnie ogrywa niektóre literackie konwencje i jest w narracji równie przebojowa jak jej bohaterka. Pozwala przy okazji zastanowić się nad dzisiejszymi priorytetami – nie psuje efektu ani umoralnianiem, ani przesadnym optymizmem. Frączyk nie ma wątpliwości, do czego dąży – dlatego obszerną powieść „Dziś jak kiedyś” może dowolnie kształtować w baśń, romans lub satyrę, nie tracąc zaufania odbiorczyń.
Co ciekawe, z przeszłością prowadzącą do radykalnych zmian w egzystencji bohaterki Frączyk rozprawia się na kilku stronach: temat rozstania małżonków pojawia się tylko po to, by zaistnieć – nie ma bowiem żadnego znaczenia dla dalszej egzystencji postaci, a i czytelniczki łatwo o nim zapomną. To o tyle nietypowe, że autorka wybrała dość niecodzienny (i nielekturowy) sposób pogodzenia się z losem, a trauma powinna jakoś wpłynąć na postawę kobiety. Od pierwszych stron zatem Izabella Frączyk przemyca informację, że jej bohaterka, Aleksandra, należy do kobiet oryginalnych, niesztampowych i zdecydowanych. W końcu to Aleksandra będzie prowadzić czytelniczki przez całą akcję.
Kiedy odeszła z pracy w korporacji, przyjęła – by przeczekać trudny czas – ofertę zatrudnienia w wytwórni win w Bąszynku. Aleksandra nie miała jednak pojęcia, w jakich warunkach przyjdzie jej działać i jakiego rodzaju wina sprzedawać. Początkowo irytujące przyzwyczajenia mieszkańców małego miasteczka (stojące w sprzeczności do życia w stolicy) zapewnią bohaterce sporo skrajnych przeżyć. Frączyk podjęła wciąż modny motyw zwolnienia tempa egzystencji czy odrzucenia wyścigu szczurów, ale zrealizowała go zupełnie inaczej. Jej bohaterka nie jest zachwycona zmianami, przyjmuje je jako zło konieczne i sposób na przetrwanie w oczekiwaniu na lepszą ofertę pracy. Ale prowincjonalny Bąszynek to przede wszystkim ludzie: mimo swoich wad życzliwi i serdeczni, niezmanierowani, wolni od fałszywości. W „Dziś jak kiedyś” roi się od postaci niezwykłych, choć czasem też komicznych lub budzących współczucie. Tu wszystko odbiera się inaczej, każdy gest musi być interpretowany w oderwaniu od korporacyjnych zwyczajów. A że sama praca stanowi wyzwanie – tym lepiej.
W powieści Frączyk próbuje zestawiać trzy nurty tematyczne. Jest tu satyra na korporacyjne życie i całkiem wyraźna przestroga przed niebezpiecznymi trybami wielkich firm, dla których człowiek jako jednostka nie ma znaczenia. Jest wątek kryminalny – który może posłużyć do ubarwienia charakterystyk lokalnej społeczności, a i podkręcenia tempa dość już leniwej w tym momencie fabuły. Jest wreszcie obowiązkowy w pogodnych obyczajówkach wątek romansowy, chociaż ten Frączek realizuje najbardziej schematycznie, mimo prób modyfikowania uczuć niespodziewanymi pułapkami i wątpliwościami. Ale już sam fakt wiązania ze sobą tych trzech różnych zagadnień pozwala po „Dziś jak kiedyś” spodziewać się zgrabnego czytadła z dosyć dobrymi kierunkami rozwoju fabuły. Przez ponad czterysta stron odbiorczynie mogą z zaufaniem do autorki śledzić wydarzenia. „Dziś jak kiedyś” to czytadło zgrabnie napisane, dostarcza rozrywki i odpoczynku, nie przytłacza niepotrzebnymi komentarzami, chociaż zwraca uwagę na problemy dzisiejszych społeczeństw. Najważniejsze, że powieść porusza nowe – wśród obyczajówek – tematy i wypada świeżo na tle seryjnych propozycji. Izabella Frączyk daje się poznać jako wprawna i pomysłowa narratorka, która nie boi się wyzwań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz