G+J, Warszawa 2013, Merlin.
Notatki z wypraw
„Dziennik podróżnika” Beaty Pawlikowskiej to książka-gadżet, rodzaj przydatnego globtroterom notesu, który ułatwia porządkowanie wrażeń i potrzebnych informacji. Autorka w swoich beletrystyczno-reportażowych publikacjach dała się poznać jako niespełniony grafik: jej proste ilustracje niosły spory potencjał komiczny, opatrywane były dodatkowymi uwagami – jakby najbardziej prywatnymi, nieksiążkowymi komentarzami. Całość sprawia zatem wrażenie faktycznych zapisków z podróży – osobistych i nieprzeznaczonych do rozpowszechniania, a przy tym – ze wspaniałym rysem indywidualności. Beata Pawlikowska udowadniała, że każdy może stać się artystą – wystarczy wyćwiczyć zmysł obserwacji i odważyć się tworzyć.
Pomysły graficzne były tym, co wyróżniało publikacje tej podróżniczki. Z pewnością wiele osób natchnęły do samodzielnych bazgrołkowych zabaw. Naturalną zatem konsekwencją książkowych rozwiązań stało się wydanie „Dziennika podróżnika” – publikacji odartej z autorskiego tekstu, za to przygotowanej tak, by ułatwić podróżnicze wysiłki tym wszystkim, którzy kochają przygodę. Pawlikowska funkcjonuje tu jako pomysłodawczyni projektu, na początku składa jeszcze życzenia tym, którzy przemierzają „ścieżki świata” i tłumaczy, jak wpływa na nią każda wyprawa, nieco kierunkując sposoby samopoznania u odbiorców. Na tym koniec. Chociaż autorka mogłaby wiele doradzić i niemal przejąć pracę nad wyjazdem, nie decyduje się na pisanie wycieczkowego poradnika.
Nie pozostawia jednak odbiorców całkowicie bez wskazówek. Tyle że ich rolę przejmują graficzne pomysły na kolejne kartki. Jak w szkolnych zeszytach trzeba podpisać książkę (także e-mailem, co może być ułatwieniem na wypadek pozostawienia notesu w jakimś przypadkowym miejscu). Można wypełnić plan podróży (z datami wylotu, lądowania i powrót do kraju) – oraz sprawdzić listę niezbędnych dokumentów czy przedmiotów, które powinny trafić do podręcznego bagażu. Kilka zdań motywujących i uspokajających to coś, co zapewne chcieliby usłyszeć wszyscy wybierający się w podróż. Można też zanotować w wygodnym kalendarzyku skrótowe plany na każdy dzień – do dziesięciu tygodni wyprawy.
Następne części notatnika to „dziennik podróży”, czyli miejsce na notowanie wrażeń i przeżyć, białe kartki na szkice i rysunki (bo przecież wierni czytelnicy Beaty Pawlikowskiej na pewno zechcą spróbować swoich sił i w tej dziedzinie, a niezadrukowane – poza marginesami – strony kuszą oślepiającą bielą). Kilka żółtych kartek do miejsce, w którym należy zapisywać rzeczy do zapamiętania – łatwo do nich trafić, bo wyróżniają się ostrym kolorem. Kartki w kratkę służyć mogą prowadzeniu rachunków i skrupulatnemu notowaniu wydatków. Na końcu tomiku odbiorcy zapisywać mogą przydatne w podróży słówka i wyrażenia.
Każdy „dział” ma swoją oprawę graficzną i szybko można do niego trafić. Pojawiają się tu humorystyczne bazgrołki, drobne rysunki, które wywołają uśmiech, grafiki zachęcające do pracy, proste, a urzekające. Dzięki takiemu rozwiązaniu każdy podróżnik może poczuć się jak ktoś ważny i sławny: oto tworzy swoją własną książkę. Pawlikowska zachęca tomikiem do prowadzenia dziennika podróży i zwracania uwagi na otoczenie (oraz własne przeżycia). Dawniej podobne publikacje (niestematyzowane, raczej utrzymywane w konwencji pamiętników) przeznaczane były dla dzieci. Teraz dorośli mogą zakosztować podobnej zabawy. Fakt, dziennik podróży prowadzić można w zwykłym zeszycie – ale ten notatnik nadaje się doskonale na prezent. Ma też praktyczne zamknięcie i wygodny format, dzięki czemu nie zniszczy się w plecaku – twarde okładki ochronią jego cenną zawartość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz