poniedziałek, 5 sierpnia 2013

TeatRyle (Poznań): Wiosenna przygoda

Chorzowski Teatr Ogrodowy

reżyseria: Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy
na scenie: Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy

TeatRyle jak z bajki

Gest włączania wyobraźni, jakim TeatRyle otwierają swoje przedstawienia, to rodzaj magicznego przejścia do bajki, w której może się zdarzyć wszystko. I rzeczywiście – wszystko się zdarza. Bo czy miś Tymoteusz naprawdę mógłby wysiedzieć kukułcze jajko? Skąd właściwie ma wiedzieć, jak to się robi? Może podpatrzy sztuczki pani Sikorskiej albo zabiegi pana Dudka? A może skorzysta z oferty przedsiębiorczej nioski? Kukułka nie interesuje się swoim jajkiem. Za to Lis… Lis dostrzega szansę na pyszne śniadanie…

Lalki w bajkach o Tymoteuszu przypominają dziecięce przytulanki. Swojskie misie sprawiają sympatyczne wrażenie. Ptaki trzepoczą skrzydłami (przekonały się o tym chętne maluchy, które długo po spektaklu w Chorzowskim Teatrzyku Ogródkowym biegały z lalkami po scenie, wołając „frrrrr, frrrrr!”), a Lis uwodzi przepięknym ogonem. O ich lalkowym rodowodzie zapomina się dość szybko, za sprawą sposobu animowania. Doskonale podpatrywane gesty zastępują mimikę – dzieci bez trudu zauważą zdziwienie, radość czy rozczarowanie bohaterów, patrząc na same lalki. Tempo zmian z kolei momentami sprawia, że czeka się na przybycie trzeciego aktora, który przecież gdzieś chyba jest – bo jak inaczej Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy mogliby zdążyć z przedstawianiem życia lasu?

Opowieść rozgrywa się w pięknej scenerii. Pomysłowo poskręcane gałęzie tworzą wygodną scenę – arenę działań misia Tymoteusza i jego przyjaciół. Na niewielkiej przestrzeni znalazło się miejsce na leśną polanę, mieszkania ptaków, gniazdko na drzewie, czy nieujawnianą przedwcześnie firmę kury. Wszystko zostało tu dopracowane w każdym szczególe: korony drzew imitują bukiety z gałązek, kwiaty stanowią zapowiedź wiosny. Widać świetnie, że TeatRyle chcą pokazać dzieciom najlepszą stronę teatru: bardzo dbają o jakość swoich spektakli – miniaturowa scena sprawdzi się w każdych warunkach i za każdym razem będzie tak samo zachwycać widzów.

A najlepsze, co TeatRyle proponują, to gra aktorska. Artyści nie tylko animują kolejne postacie: oni SĄ kolejnymi postaciami, a bawią się nimi na różne sposoby. Mariola potrafi być lekko zwalistym misiem, Marcin – panią Sikorską. Kontrast między warunkami fizycznymi aktorów a ich rolami nie bywa jednak groteskowy dzięki tym samym trafnym obserwacjom, które urzekają w animowaniu lalek. W dodatku Marcin w roli Lisa jest aktorem o talencie mima, parodystą i samym Lisem. O tym, jak bardzo przekonuje odbiorców, świadczyć mogą reakcje maluchów. Dzieci oglądają bajkę z zapartym tchem i starają się nawet nie mrugać, żeby nic z akcji nie uronić. Ale kiedy Lis-Marcin próbował zjeść jajko, wszystkie kilkulatki zgromadzone w Magazynie Ciekłego Powietrza zaczęły krzyczeć: „Nie wolno!”, „Sio!” i „Wynocha!”, chcąc przepłoszyć intruza i ocalić śliczne jajko. To najlepszy dowód na działanie magii teatru.

W „Wiosennej przygodzie” każdy z bohaterów wyposażony jest w charakterystyczne cechy i zamiary – dzięki temu łatwiej operować perfekcyjnymi skrótami i prawdy o postaciach oddawać w scenkach pełnych akcji. Każda rola jest podwajana – bo zachowania lalkowych zwierząt dopełniają miny, gesty i tony głosu aktorów: nie ma zatem najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie scenicznych opowieści. Bajka polega na mądrej zabawie, a tej aktorzy odbiorcom nie skąpią. Poza odzwierciedlaniem typowych dla danego bohatera cech, Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy lubią jeszcze tworzyć dodatkowe płaszczyzny rozrywki, między innymi komiczny dystans do postaci. I tak piękna kołysanka dla jajek zamienia się w parodię kołysanki, kiedy Mariola śpiewa ją grubym głosem przejętego misia. TeatRyle często puszczają oko do publiczności, sugerując, że sami świetnie się bawią. Ich historie przypominają zresztą dziecięce zabawy pluszakami – a na wyżyny sztuki wznosi je gra aktorska, pomysły scenograficzne i reżyserskie oraz odpowiedni dobór tekstów.

Ryl-Krystianowscy bawią zresztą nie tylko dzieci. W „Wiosennej przygodzie” mnóstwo jest żartów, gier słownych i motywów, które także na twarzach rodziców wywołują uśmiech. Miś opala się w pozie supermodelki, kura okazuje się kobietą biznesu. Z humorystycznych detali Ryle konsekwentnie budują „dorosłą” płaszczyznę komiczną opowiastki. Nawet fabuła, która wydaje się rodzicom niezbyt interesująca, sporo zyskuje przy rozrywkowej interpretacji.

Wreszcie TeatRyle to piosenki, przerywniki muzyczne, śpiewanki… W „Wiosennej przygodzie” zgrabnie zostały wplecione w historię, a tworzą dynamikę opowieści i umożliwiają sugerowanie przeskoków czasowych. Melodie łatwo wpadają w ucho, a dla dzieci są też sposobem na uatrakcyjnienie narracji.

Właściwie każdy może przygotować przedstawienie dla maluchów. Jak po spektaklu tłumaczył dorosłym widzom Marcin – tata Niedźwiedź to polar i wypełnienie z gąbki, reszta to wyobraźnia (przypomina się geneza Muppetów: Kermit wziął się przecież z wyobraźni i kawałka zielonej szmatki). Ale zawsze warto zwracać uwagę na jakość produkcji dla maluchów. Przy TeatRylach można być spokojnym: nie tylko zawładną wyobraźnią dzieci i zaszczepią w nich miłość do teatru, pouczą, rozbawią i zabiją nudę, ale jeszcze zaproponują idealnie skomponowaną całość, fantastyczną scenografię i niezapomnianą bajkę.

Nawet kiedy przed spektaklem w Magazynie Ciekłego Powietrza Marcin Ryl-Krystianowski przechadzał się po sali i scenie, wdawał się w bajkowe dyskusje z maluchami. Tak wyszło na jaw, że parasol to wcale nie parasol, a strzelba. Bo w bajkowym świecie wszystko jest możliwe. Zresztą TeatRyle same są jak z bajki.


fot. Radek Ragan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz