Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Gorycz i bezradność słowa
Gorzki jest autorski wybór felietonów Kisiela z lat 1945–1971, wydany teraz pod tytułem „100 razy głową w ściany” – gorzki, a przy tym mocno prowokujący. Nie znajdą tu czytelnicy oczyszczającego śmiechu, za to po raz kolejny zetkną się z ciętym piórem i inteligencją autora. Szkoda jedynie, że kolejne pokolenia czytają ten zbiór już w oderwaniu od realiów, jako zestaw gatunkowych popisów, a nie jako komentarz do rzeczywistości. Gry z cenzurą, aluzje, inspiracje – to wszystko zatraca się w dzisiejszej lekturze, o czym zresztą we wstępie z odcieniem wyższości przypomina Jan Gondowicz. Ale chociaż jedna z płaszczyzn felietonów, postawa walcząca, znika przez dezaktualizację odniesień, pozostaje zbiór tekstów, nad którymi nie sposób przejść obojętnie. Mimo że Stefan Kisielewski tym razem ze swoich wywodów wyklucza dowcip i ironię, nie chce już przysłaniać tego, co ważne, prostymi żartami, w dalszym ciągu przykuwa uwagę czytelników stylem pisania, bezpośredniością, nastawieniem na drobiazgi („rzeczy małe”), które mają ogromne znaczenie w codzienności. To wciąż uwielbiany i chętnie czytany autor.
Drugi tom felietonów stanowi silne odniesienie do życia społecznego i politycznego. Rozważania o brzemiennych w skutki decyzjach władz przenikają się tutaj z komentarzami poświęconymi ludziom sztuki i nauki. Co ciekawe, w tym środowisku Kisielewski znacznie chętniej sięga po złośliwości i drwiny, próbując przypomnieć czytelnikom, że podobny ton nie jest możliwy w przypadku tekstów agitacyjnych. Autor świadomy jest tego, że dobra satyra zawsze musi być „kontra”, rezygnuje zatem z dowcipu lekkiego i komicznego, kiedy nie może prawdziwie kąsać. Wiele razy w tomie powraca zagadnienie działalności cenzury: Kisielewski próbuje przypominać swoim odbiorcom o odgórnych ograniczeniach, nie chce się tłumaczyć, ale też uderza w poważniejsze tony zamiast walczyć śmiechem. Skąd bierze się ta postawa – chętnie wyjaśnia w tekstach. Nie oznacza to całkowitej rezygnacji z żartu, bywa, że Kisielewski ozdabia niektóre akapity humorystycznymi anegdotami, ale zaznacza niemal zawsze, że to stare dowcipy – jakby czuł się nieswojo z powodu odrzucenia frywolnych i pożądanych przez odbiorców tonów, a jednocześnie nie był przekonany do kontynuowania uśmiechniętego stylu.
Rzadko w tej książce pojawiają się felietony ściśle obyczajowe. Autora zbyt zajmują kwestie Polaków, haseł propagandowych, decyzji rządu czy dyskusji w światku artystyczno-kulturowym, by miał przyglądać się zwykłemu życiu. Wyraźnie rezygnuje też z autotematyzmu – a fragmenty, które przebijają się do całości, bywają wstrząsające – jak felieton o bezradności słowa. W dalszym ciągu teksty są dla Kisielewskiego okazją do „ćwiczenia inteligencji” i prowokowania intelektualnych potyczek, zdradzają erudycję i wprawne pióro autora, tworząc tym samym niedościgniony wzór gatunku – ale przestają być błahostkami. Sam Kisiel zrzuca czapkę błazna, zależy mu na tym, żeby ludzie zaczęli myśleć. Nie chce tworzyć drobnych interwencyjnych kawałków, uwiera go etykietka wesołka. Przez kolejne strony przebija się gorycz – tym silniejsza, że nawet zrodzone z buntu metafory czytelnicy próbują odbierać na wesoło, zaprzeczając intencjom autora. Stefan Kisielewski, prezentujący pewną bezradność (czy może tylko brak wiary w moc słowa pisanego) ma jednak wiele do powiedzenia – i mimo upływu lat oraz przemian ustrojowych warto go posłuchać. „100 razy głową w ściany” to również popis erystyczno-retoryczny, cenna lekcja pisania (i wygłaszania sądów) dla dzisiejszych dziennikarzy. Na przykładzie tej książki warto przestudiować znaczenie felietonu oraz potencjał tego gatunku w kształtowaniu opinii czy świadomości społecznej. Bez względu na zmiany Kisiela zawsze czyta się dobrze – nawet gdy czas zniszczy część przesłań i znaczeń wywodów. To po prostu styl, którego nie da się zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz