niedziela, 11 sierpnia 2013

Agnieszka Błotnicka: Tamtego lata nad Sekwaną

WNK, Warszawa 2013.

Romans prawniczki

Marzenia bohaterek obyczajowych powieści tym się różnią od marzeń zwykłych kobiet, że te pierwsze z reguły spełnią się w niezbyt odległej przyszłości, nawet jeśli nic nie zapowiadałoby szczęścia. „Tamtego lata nad Sekwaną” Agnieszki Błotnickiej to opowieść osnuta na podstawie najbardziej chyba popularnego marzenia jednoczącego odbiorczynie – wokół spokoju i stabilizacji w udanym związku. Tego chciałaby Monika Grosz, czterdziestoletnia prawniczka. Od przeszło dwóch dekad jest w związku z Wojtkiem. Na początku szaleństwa i czas namiętności pozwalał wierzyć we wspaniałą przyszłość. Od jakiegoś czasu jednak Monika nie czuje się u boku męża najlepiej, a świadomość jego ciągłych zdrad nie poprawia sytuacji. Kiedy więc kobieta zyskuje szansę służbowego wyjazdu do Paryża, wyrusza – śladami dawnej miłości – pozostawiając za sobą kłopoty.

Agnieszka Błotnicka stawia na naturalność akcji. I rytm, i kolejne wydarzenia, podporządkowane są prawdopodobnym sytuacjom oraz scenom. Autorka niczego nie przyspiesza i nigdy nie nagina faktów do potrzeb fabuły – a raczej nie korzysta z przywileju demiurga. W związku z tym rozwój sytuacji jest mniej dynamiczny, za to bardziej prawdziwy. Żeby odrobinę podbarwić temat sercowych perypetii bohaterki, Błotnicka wprowadza quasi-kryminalne tło – Monika jako prawniczka rzeczywiście umożliwia czytelnikom zaangażowanie się w sprawę. Co ciekawe, autorka wybrała tu motyw bardzo aktualny – a związany z tworzeniem i rujnowaniem wizerunku na portalu społecznościowym. Jest to wciąż zagadnienie świeże i atrakcyjne – chociaż tu nie angażuje odbiorców tak, jak motyw podstawowy, czyli paryski romans i kryzys małżeństwa.

Błotnicka pisze powieść bardzo zachowawczą. Temperatura uczuć nie osiąga skrajnych wartości, mimo że bohaterowie przeżywają początki wielkich zmian. Wydaje się, że autorka niezbyt wierzy w prezentowane sceny – za to daje próbkę zmysłowej narracji w obrazku z jedzeniem wyimaginowanych ciastek. To rozbudza czytelnicze apetyty (i to wbrew pozorom wcale nie na powieść erotyczną, po prostu na intensywność opisów). Błotnicka udowodniła, że potrafi – musiałaby ten rytm jeszcze przenieść na całą książkę. Chyba że już w założeniu miała to być historia letnia o płomiennym romansie.

W paryskich pejzażach stosunkowo niewiele jest kolorytu lokalnego: owszem, dba autorka o topografię i o język prowadzonych na miejscu rozmów, ale czasami chciałoby się poczuć klimat jeszcze w pozatekstowej warstwie. Tymczasem narracyjna obojętność utrudnia to zadanie, Błotnicka szuka rozwiązań jedynie w treści, całkowicie pochłania ją prowadzenie dwóch równoległych wątków – prawniczego i romansowego. Wszystko dzieje się tu i teraz (jeśli nie liczyć wspomnieniowych migawek na początku), bohaterowie nie mają bardzo skomplikowanej przeszłości. To najprawdopodobniej dlatego, że lektura powinna być szybka i niewymagająca wysiłku: wakacyjne czytadło o walorach wyłącznie rozrywkowych. Agnieszka Błotnicka już kilka razy udowodniła, że wyobraźnię posiada bogatą i jest w stanie tworzyć atrakcyjne historie. Tu skupiła się przede wszystkim na jednokierunkowych emocjach, przez co staje się bardziej przewidywalna. Dla miłośniczek romansowych fabuł to wystarczy, ale w tomie „Tamtego lata nad Sekwaną” przydałoby się trochę bardziej nasycić emocjami samą narrację – tak, żeby nie brzmiała jak sprawozdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz