Bukowy Las, Wrocław 2013.
Smak nadziei
Świat matki obraca się wokół dziecka. Świat kobiety bezdzietnej a obdarzonej instynktem macierzyńskim – wokół niemożności posiadania potomka. I dlatego Grace, która po przeprowadzce do Chin czuje się wyobcowana, tak chętnie próbuje swoich sił w tworzeniu aromatycznych herbat i wypieków. Otwiera własną kawiarnię i serwuje w niej makaroniki – małe ciasteczka o najwymyślniejszych smakach. Wir pracy pozwala jej zapomnieć o kłopotach z zajściem w ciążę, ale też daje szansę ucieczki od małżeńskich problemów, nawarstwiających się z tego samego powodu. Grace oddala się od męża: w swojej kawiarni zatrudnia kobiety o różnych temperamentach i różnych życiowych doświadczeniach. Teraz usiłuje pomagać im, w przerwach obmyślając i próbując nowe ciasteczka.
„Kolor herbaty” wbrew pozorom nie jest powieścią kulinarną, nie jest również historią o macierzyństwie. Te dwa motywy, chociaż wyraziste, nie zdominują fabuły. „Kolor herbaty” to obraz egzystencji kobiet, imigrantek i miejscowych. Tu każda z bohaterek ma swoje sekrety, a atmosfera kawiarni nie zawsze przynosi ratunek. Grace może jednak ukierunkować swoją energię – i wpływać na zagubione podwładne. Hannah Tunnicliffe prezentuje ciekawą galerię postaci o bogatych charakterach (chociaż kobiety nie podlegają tu żadnym przeobrażeniom, trwają na poziomie, na którym zostały czytelnikom przedstawione: przy takim tyglu osobowości nie ma już czasu na układanie każdej postaci drabinki przemian). Okazuje się, że niemożność posiadania własnego dziecka nie musi stanowić dla kobiety największego nieszczęścia, egocentryzm Grace zostaje więc przełamany.
Tunnicliffe sprawia wrażenie, jakby doskonale znała mechanizmy otwierania kawiarni w Chinach, podobnie jak sekrety wydobywania niepowtarzalnych smaków makaroników. Jednak nie chce zarzucać odbiorców technicznymi szczegółami: początkowe obawy bohaterki (dotyczące na przykład kosztów) szybko znikają w codziennych sprawach. Przy obmyślaniu ciastek autorka popisuje się niemal poetyckimi określeniami, budzącymi apetyt – a przy tym ładnie brzmiącymi – ale na tym kończy kulinarne popisy, nie znajdzie się w książce scenek z wyrabiania słodyczy, ani zestawów składników, książki nie wieńczy też zbiór przepisów. W „Kolorze herbaty” za to feerię smaków co pewien czas przerywają zewnętrzne zmartwienia – Grace nie ma więc kiedy rozmyślać o własnych krzywdach. Musi rzucić się w wir zajęć, by uzdrowić swoje myśli i swoje małżeństwo. Tunnicliffe pozwala jej połączyć nadmiar pracy z uczuciem spokoju – te pozorne sprzeczności dobrze godzi w obyczajówce o społecznym wydźwięku. Nie skupia się wyłącznie na doraźnych przyjemnościach czy drobnych zmartwieniach, stawia raczej na problemy większego formatu i o dłuższym czasie oddziaływania. „Kolor herbaty” jest też powieścią zdecydowanie kobiecą, chodzi w niej o to, by zaprezentować dylematy przedstawicielek płci pięknej – oraz ich determinację w kryzysowych sytuacjach. Tak więc motyw wielosmakowych makaroników nie odciąga uwagi odbiorców od trudów życia – chociaż łatwo byłoby ulec takiej pokusie i stworzyć kolejną obyczajówkę o kulinarnych rozkoszach.
W swojej powieści Tunnicliffe łączy modne motywy z literatury rozrywkowej z oryginalnymi pomysłami na akceptowanie życiowych komplikacji. Pokazuje, że warto odnaleźć w sobie siłę do spełniania marzeń (oraz ich substytutów) i proponuje aktywną postawę w mierzeniu się z przeciwnościami losu. Grace nie potrafi czekać z założonymi rękami na rozwiązania, które miałyby pojawić się w mglistej przyszłości. Działa – chociaż czasem pozwala sobie na słabość, rozpacz czy histerię. Jej problem z brakiem dziecka blednie przy zmartwieniach innych kobiet – a oaza spokoju, jaką staje się kawiarnia, sprawia, że nikt nie zostanie sam ze swoimi troskami. I to w „Kolorze herbaty” jest bardzo krzepiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz