niedziela, 21 lipca 2013

Ewelina Kłoda: W poszukiwaniu siebie

Zysk i S-ka, Poznań 2013.

Zmiany

„W poszukiwaniu siebie” Eweliny Kłody, druga część historii Izabeli, utrzymana jest ponownie w formie dziennika. Autorka zbliża się bardzo do realnych zapisków nastolatek czy dorosłych niż do literackiej wersji powieści z diariuszową narracją. Udaje jej się zestawić intrygującą fabułę z lekko naiwnym, imitującym naturalny sposobem zapisywania wrażeń. To sprawia, że chociaż bohaterka skończyła już dwadzieścia jeden lat, dla młodszych odbiorczyń dalej będzie ważną postacią.

Ewelina Kłoda dała Izabeli czas na ustabilizowanie się i osiągnięcie życiowej harmonii. Teraz ponownie próbuje poważnie namieszać w życiu bohaterki, rujnując to, co dawało jej spokój. Wychodzą na jaw nowe sekrety z przeszłości (jak to zwykle bywa – za sprawą przypadkiem znalezionych listów; taka mowa zza grobu udała się Kłodzie, mimo ogólnej naiwności rozwiązania), a także problemy emocjonalne dziewczyny, utrudniające rozwój związku. Izabela nie chce zdecydować się na wspólne mieszkanie ani ślub z ukochanym. W nowym zestawieniu odżywa więc problem, który był akcentowany w pierwszej powieści i który odbiorczyniom wydaje się bardzo potrzebny – temat rozpoznawania prawdziwej miłości oraz gotowość do budowania trwałej relacji.

W obszernej i, trzeba przyznać, apetycznej powieści Izabela sporo miejsca może poświęcić poszukiwaniu własnej tożsamości i definiowaniu siebie. Trochę mniejsze znaczenie mają jej przyjaciele (choć autorka zgrabnie przemyca ich zmartwienia i ich historie, z których składa się cały drugi plan, o trafnych charakterach nie wspominając), a zupełnie nieważne okazuje się starsze pokolenie. To zawężenie zasięgu umożliwi lepsze przyjrzenie się samej Izabeli – a szansę na nie zyskała autorka przez już znane odbiorczyniom środowisko. Chociaż na początku Izabela przypomina o swoich wcześniejszych perypetiach, i tak na nowo wciąga czytelniczki we własny świat. Jak na realistyczny dziennik przystało, wiele tu drobiazgów, z których składa się codzienne życie – ale przy tym bardzo dba Kłoda o oddziaływanie na odbiorczynie, bez przerwy funduje im drobne i większe wstrząsy. Przy takim podejściu dużo łatwiej koncentrować się na najciekawszych partiach historii.

Izabela prowadzi dziennik, który nie różni się właściwie od modelu dziennika dojrzewających dziewczyn. Imituje idealnie prawdziwe zapiski i skrywane zwierzenia: chociaż to niepopularne rozwiązanie, tutaj ma wielką siłę. Bohaterka czasem tłumaczy się z przerwy w pisaniu, czasem może wprowadzać niewyjaśnialny inaczej skrót czasowy, zyskuje usprawiedliwienie dla opowieści o emocjach. Plusów wybranej formy jest mnóstwo. Niepotrzebnie więc Ewelina Kłoda czyni Izabelę pisarką. Jako osoba chcąca wprawiać się w literackich historiach, Izabela nie powinna prowadzić naiwnego dziennika. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w całym tomie nie występuje forma „żeby”, a „aby” w potocznych dialogach brzmi bardzo sztucznie. Takich stylistycznych potknięć (niepotwierdzających wyczucia pisarki) jest jednak mniej i w miarę rozwoju akcji przestaje się zwracać na nie uwagę.

Ewelina Kłoda chce być dla młodych czytelniczek przewodniczką po świecie uczuć. Próbuje uchwycić obraz miłości idealnej, pełnej i pozbawionej wyrzeczeń. Nakazuje bohaterom wsłuchiwać się w siebie i podejmować decyzje w oparciu o intuicję. Podchodzi do trudnego zagadnienia od mało popularnej strony, przez co rozbudza ciekawość odbiorczyń. Kłoda proponuje książkę niezbyt sentymentalną, za to dynamiczną jak na obyczajówkę. Pozwala bohaterom dojrzewać, nie zatrzymuje ich na siłę w jednym miejscu. Zadziwiająco dużo udaje jej się zmieścić w tej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz