WNK, Warszawa 2013.
Zjeść łąkę
Coraz słabsza jest w społeczeństwie znajomość przepisów kulinarnych wykorzystujących dobra natury, coraz częściej potrawy przygotowuje się z półproduktów, bez troski o ich wartości odżywcze. Przyrządzenie smacznego posiłku z roślin rosnących jak chwasty na najbliższych łąkach wydaje się wielu ludziom nie do pomyślenia – a Łukasz Łuczaj w „Dzikiej kuchni” udowadnia, że cały świat flory może być wielką spiżarnią. Autor otwarcie przyznaje, że żywienie się darami natury bywa trudne i wymagające, a w dodatku nie rozwiązałoby problemu głodu czy biedy – a jednocześnie zachęca do eksperymentowania w kuchni, do poszukiwań, które zaowocują nowymi smakami.
Okazuje się, że można zjeść pół łąki, sporą część wianka z polnych kwiatów, kawałek lasu i ogrodu. Łuczaj lubi życie w zgodzie z naturą, ale na swoje poglądy nie zamierza nikogo nawracać. Próbuje tylko utrwalić zapomnianą już wiedzę o roślinach i podsycić ją odrobiną survivalowego doświadczenia. Tak powstaje imponująca pod względem treściowym i edytorskim publikacja "Dzika kuchnia”. To kompendium wiedzy o jadalnych „dzikich” roślinach. Okazy są poukładane alfabetycznie i każdy opisany został z kilku perspektyw. Czytelnicy dowiedzą się, gdzie szukać danej rośliny i jak ją rozpoznać (a także – jak odróżnić od podobnych a niebezpiecznych czy niesmacznych), jaką jej część można zjeść (czasem także – kiedy). Odwołuje się Łuczaj do tradycji i zwyczajów związanych z danym gatunkiem, nie ograniczając się przy tym do rodzimych przekonań: odnosi się do kuchni świata. Zwraca uwagę na lecznicze właściwości i dodaje kilka ciekawostek. Taką prezentację kończy kilkoma przepisami kulinarnymi na wykorzystanie rośliny – i wykazuje się tutaj sporą inwencją i różnorodnym zestawem dań, przekąsek czy win. Każdy rozdział jest bogato ilustrowany – zdjęciami, zbliżeniami fragmentów rośliny, obrazkami rodem z zielnika czy fotografiami porównawczymi. Te zdjęcia uświadomią odbiorcom, jak wiele roślin znają nawet z miejskich trawników – choć nigdy nie przypuszczali, że nadają się do jedzenia. Do tego autor dorzuca kilka tekstów felietonowych, objaśniających wybrany przez niego tryb życia i powody sięgania po tak nietypową dietę. Jednym słowem Łukasz Łuczaj zamienia się w kulinarnego przewodnika po najbliższym a nieznanym otoczeniu. Zdarza mu się odwoływać do starych zapisków i dawnych lektur, czasem też jego rady mogą zadziwiać (niektóre liście trzeba zbierać uważnie, wybierając jak najbardziej czyste, bo nie można ich myć). Nawet więc jeśli ktoś nie zdecyduje się na wykorzystanie porad w praktyce, zyska cały szereg ważnych i ciekawych informacji: zwłaszcza podczas spaceru z dzieckiem te mogą się przydać.
„Dzika kuchnia” nie ma nic wspólnego z modą na zdrową żywność – a przecież autor proponuje żywność najzdrowszą. To z pewnością publikacja dla tych, którzy nie boją się eksperymentowania w kuchni i chcieliby spróbować czegoś oryginalnego a dość łatwo dostępnego. „Dzika kuchnia” jest kulinarną ciekawostką i przy tym intrygującą odpowiedzią na „kucharskie” trendy w literaturze użytkowej. Nie każdego przekona – ale zwłaszcza w starszych pokoleniach wywołać może nutę nostalgii za dawnymi czasami i umiejętnością przygotowywania dań z „chwastów”. Takich przepisów nie znajdzie się w zwykłych książkach kucharskich. Ale trzeba też pamiętać o zachwycającej stronie graficznej (tom jest również albumem) i o zawartości merytorycznej. To kompendium wiedzy o roślinach, o ich leczniczych i smakowych wartościach oraz o cichym buncie wobec cywilizacyjnych wyzwań. Nie chodzi o to, by było sycąco i zgodnie z zaleceniami dietetyków – ważne, by jedzenie stało się nowym wyzwaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz