Galaktyka, Łódź 2013.
Wyzwania i radości
W serii Galaktyki „Bez ograniczeń” to kolejna sportowa autobiografia, jednak o zmienionych proporcjach. Chrissie Wellington wie, że czytelników będzie interesować jej droga do sportowej kariery i zwycięstw w Ironmanach czy triatlonach, ale poza wyzwaniami i treningami pokazuje też zwyczajne życie sprzed przejścia do zawodowego sportu. Szczerze i otwarcie przedstawia siebie, sukcesy i porażki, relacje z innymi ludźmi, nadzieje i marzenia. To zabieg nieprzypadkowy: odbiorcy z pewnością zechcą poznać codzienność mistrzyni w morderczej dyscyplinie sportu – a Wellington zaspokoi ich ciekawość.
W tej książce autorka nie koncentruje się wyłącznie na uprawianiu sportu. Mało tego, przez obszerny początek ten temat niemal w ogóle się nie przewija, bohaterka próbuje robić karierę urzędniczki i niezbyt interesuje się możliwością udziału w jakimkolwiek wyścigu. Owszem, jeździ na rowerze, ale nie wyczynowo. Poza tym stale dąży do perfekcji, a kolejne pomysły łatwo przeradzają się u niej w obsesje. Sporo miejsca Chrissie Wellington poświęca swoim zaburzeniom jedzenia. Bez trudu wskazuje źródła popełnianych przez siebie błędów, a przy okazji tworzy obraz osoby, która zupełnie nie pasuje do stereotypu sportowca. Niemal przypadkowy sukces w wyścigu zmienia egzystencję Chrissie – tuż przed trzydziestką kobieta postanawia zostać zawodową triatlonistką, ale interesuje ją najbardziej ekstremalna wersja tej dyscypliny. W tomie od tego momentu zaczynają się – ciekawe nie tylko dla wyczynowców – rozważania na temat treningów, ćwiczeń, tras oraz wyścigowych emocji. Wellington nie zapomina i o trybucie z życia prywatnego – dalej zwraca uwagę na prywatne radości i załamania, pisze o rodzinie i chłopaku, wyszukuje ciekawostki, które mogłyby zainteresować zwykłych odbiorców na równi z fanami. Szczegółowo opisuje przygotowania do zawodów i same wyścigi – ale nie nuży monotematycznością, przede wszystkim dzięki stałym odniesieniom do pozasportowych wydarzeń. Próbuje czasami lekko filozofować na tematy sportowe, ale częściej dzieli się bardzo rozbudowanymi (i przydatnymi) uwagami dotyczącymi pracy nad sobą. Szybko zaprzyjaźnia się z czytelnikami, nie ma przed nimi sekretów.
Przekonana o istnieniu wewnętrznego muppeta – odpowiedzialnego za olbrzymie pokłady pecha – Chrissie Wellington zdobywa się na olbrzymi dystans do siebie i swoich słabości. Autoironia przesyca tę książkę i czyni jej bohaterkę bardziej ludzką, a już na pewno strąca z piedestału i odziera z otoczki mistrzyni. To Chrissie łapiąca przed ważnymi zawodami kontuzje, cierpiąca na biegunki podczas wyścigów. „Najtwardsza kobieta na świecie” jawi się niemal jak istota wymagająca stałego nadzoru – co potęguje jeszcze komizm tekstu. Autorka nie daje się wtłoczyć w przewidywalne schematy, wciąż czymś zaskakuje i sprawia, że w jej opowieści na nudę nie ma miejsca.
„Bez ograniczeń” to książka napisana z nerwem. Nie ma w niej uniwersalnego przepisu na zwyciężanie w najtrudniejszych zawodach, ale autorka uczy mimochodem pracy nad sobą. Chce dążyć do perfekcji w każdej dziedzinie, więc uważnie wsłuchuje się we własny organizm, odnotowuje elementy, które wpływać mogą na wyniki wyścigów, analizuje drobiazgowo własne doświadczenia. Przedstawia – często – skrajne emocje, ale w ogólnym nastawieniu na siebie nie zapomina i o cichych bohaterach z tras: wspomina walki chorych czy drobne życzliwe gesty, nakreśla nastroje z mety i całej opowieści nadaje rytm wspaniałej zabawy. Rozentuzjazmowana Chrissie Wellington dzieli się swoimi przeżyciami w sposób, który zachęca do lektury. Ta książka jednak, w odróżnieniu od wielu pozycji z literatury sportowej, nie składa się wyłącznie z emocji wyścigowych, dotyczy też zwyczajnego życia kobiety, która w sporcie osiąga nadzwyczajne rezultaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz