Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.
Zamiast króla
Przeszło trzy dekady liczy sobie czwarty tom serii „Xanth”, a Piers Anthony po raz drugi ukazuje dojrzewanie młodego Dora, tym razem – bez czarów i na poważnie, lecz nie mniej zajmująco niż ostatnio. W „Przesmyku centaura” punkt wyjścia wydaje się dość typowy, przynajmniej dla młodzieżowych historii. Dor przez kilka dni ma pełnić obowiązki króla. Sam jest jeszcze zwyczajnym nastolatkiem, niegotowym na przejmowanie rządów – więc wizja tymczasowego panowania pozwala oswoić lęk. Poza tym Dor nie radzi sobie z ortografią powinien zatem dalej się uczyć. W końcu jednak wychodzi na jaw, że król, ojciec przekornej Irene, wyprawił się aż do Przyziemia… i wpadł w poważne tarapaty. Jeden Dor może spróbować zorganizować pomoc. Towarzyszy mu piękna Irene, która coraz częściej przyciąga uwagę otoczenia swoimi długimi nogami i bujnymi kształtami.
Mieszkańców Xanthu cechuje umiejętność czarowania. Każdy potrafi coś innego: Dor rozumie mowę przedmiotów, a Irene potrafi błyskawicznie hodować rośliny o magicznych właściwościach (dlatego „hoduje” je a nie „uprawia”). W zetknięciu z wrogiem potrzebna więc będzie także umiejętność podejmowania błyskawicznych decyzji, brawura i rozwinięta wyobraźnia. Im dalej od Xanthu, tym bardziej niebezpiecznie. Ale dla Dora i Irene liczy się – poza ratunkiem dla władców – i własne towarzystwo. Dor może świadomie doświadczać tego, co poznał w podróży w przeszłość jako obserwator. Powoli rozkwita wzajemne uczucie, któremu sporo pomaga kokieteria dziewczyny. Akcja rozgrywa się zatem na dwóch płaszczyznach – po pierwsze to przygodowe losy bohaterów, walki z użyciem czarów, przebiegłe sztuczki i czyhające zewsząd niebezpieczeństwa. Po drugie – niemal intymne relacje między Dorem i Irene: oczywiście Piers Anthony nie przeprowadza tu literackiej rewolucji, tworzy w końcu fantastykę dla młodzieży w czasach, gdy granice tabu bywały silnie zaznaczone. Dwie konwencje, które nie zmęczą – a to dzięki humorowi autora.
„Przesmyk centaura” – podobnie jak wcześniejsze tomy serii – przesycony jest dyskretną ironią i dowcipem. Przejawia się to zwłaszcza w konstrukcji opowieści. Anthony buduje zabawne scenki i łączy je w podobnie komiczne sytuacje. Nigdy nie przesłania śmiechem adrenaliny, ale kiedy tylko ma szansę zwolnić tempo, natychmiast wstawia do opowieści sympatyczny obrazek z prywatnego życia Dora i Irene. Młodzi dobrze się ze sobą czują, a stałe ich przekomarzanki dodatkowo cieszą czytelników. Autor przy okazji wprowadza też drobne figle mieszkańców Xanthu – widać, że dobrze czuje się w świecie własnej wyobraźni i może do niego zapraszać kolejnych fanów.
Dziś, gdy młodzieżowe powieści fantasy coraz bardziej epatują przemocą i przypominają jednowątkowe komputerowe gry, młodzi odbiorcy docenić powinni sposób projektowania przestrzeni i charakterów właściwych dla Xanthu. Tu fabuła nie jest do końca linearna, a opis nie przypomina rozwiązań w stylu pop. Dzieje się wiele i szybko, a ważniejsze niż cel okazują się drogi do niego. Dzięki temu książka dostarcza czytelnikom przyjemności. Wcale nie potrzeba krwawych i brutalnych walk na śmierć i życie, podstępy i próby władania dostępną bronią a także umiejętność współpracy będą bardziej atrakcyjne. Nic dziwnego, że Piers Anthony w dalszym ciągu potrafi przekonywać do siebie odbiorców – i to nie tylko nastoletnich. Jeśli chce się przekonać kogoś do fabuł fantastycznych, seria „Xanth” będzie bardzo dobrym wyborem. Sympatyczni bohaterowie, cięty język i niebanalne pomysły na rozwój akcji to cechy charakterystyczne również dla „Przesmyku centaura”. Sagowy rytm cyklu sprawia, że autor nie musi powtarzać wcześniej podawanych wiadomości, zachowuje autonomiczność kolejnych części, chociaż nie wykracza poza naturalny dla postaci świat Xanthu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz