czwartek, 11 kwietnia 2013

Mark Beaumont: Człowiek, który objechał świat na rowerze

Pascal, Bielsko-Biała 2013.

Rowerowy rekord

Ludzie przemierzają świat na rozmaite sposoby. W brawurowych wyprawach chodzi o sprawdzenie siebie i siły charaktery, adrenalinę i przygody, a czasem i o bicie rekordów, rzucanie wyzwań innym – i mierzenie się z cudzymi osiągnięciami. Mark Beaumont cel ma wytyczony: chce poprawić rekord z księgi Guinessa i w niecałe dwieście dni objechać świat na rowerze. Tom „Człowiek, który objechał świat na rowerze” to relacja z tego przedsięwzięcia – wzbogacona o ogólne mapki kolejnych odcinków trasy, wkładkę z kilkunastoma zaledwie zdjęciami oraz krótkie spojrzenie ze strony Bazy (zadaniami logistycznymi zajęła się matka autora).

To sporych rozmiarów tom: blisko pięćset stron opowieści sportowej nierozrzedzanej fotografiami czy pozawspomnieniowymi dodatkami zdarza się rzadko. Beaumont do tego uparł się, by wrażenia opisać bez pomocy ghostwritera – książka zatem stała się kolejnym ambitnym wyzwaniem. To propozycja przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby towarzyszyć autorowi w samotnym biciu rekordu – dość szczegółowo przedstawiane kolejne etapy wyprawy, zmagania ze sprzętem, pogodą i nawierzchnią, rejestrowanie liczby przejechanych kilometrów, wsłuchiwanie się we własny organizm… Kiedy czyta się relację Beaumonta, ma się jednak wrażenie, że dwie sprawy wybijają się na pierwszy plan – jedzenie i ludzie. Zdeklarowany wegetarianin dość szybko porzuca swój zamysł związany z niejedzeniem mięsa (być może ma na to wpływ fakt, że do zagadnienia podchodzi autor ideowo, a nie ze względów zdrowotnych, na pewno też – łatwiejszy dostęp do potraw mięsnych) i skrzętnie odnotowuje kolejne posiłki. Przejeżdżając przez różne kraje, nie stroni od kontaktów z mieszkańcami – czasem to przypadkowi kierowcy, czasem ludzie, którzy z mediów dowiedzieli się o wyprawie i przybywają wspierać śmiałka. Zwykle Beaumont przytacza krzepiące przykłady ludzkiej życzliwości i bezinteresownej dobroci, bywa jednak i tak, że relacjonuje niemiłe spotkania. Zdaje sobie sprawę, że najbardziej służy mu samotność - i tej bez przerwy poszukuje. Międzyludzkie kontakty i chwilowe przyjaźnie to przerywniki w opowieści o trasie.

Bo autor – w odróżnieniu od sportowych publikacji tworzonych przez ghostów – nie szuka w opowieści punktów kulminacyjnych czy puent. Pisze sprawozdanie – dokładnie omawia kolejne odcinki jednoosobowego wyścigu, uwzględniając i otoczenie, i własną psychikę. Czytelnicy otrzymują w miarę pełny – a na pewno bardzo rzetelny – obraz jazdy, dowiadują się, z jakimi problemami musiał walczyć autor i jak się czuł na poszczególnych etapach. Właściwie chce sprawić, by odbiorcy wyobrazili sobie jego zmagania. Nie będzie tu przeważnie ekstremalnych doświadczeń i wyraźnych klauzul rozdziałów (co nie wyklucza emocji!) – to historia tak bliska samej wyprawie, jak to tylko możliwe. Mark Beaumont nie wybrał się na wycieczkę krajoznawczą ani na studiowanie odmiennych kultur – dlatego też informacje o przemierzanych krajach ogranicza do własnych obserwacji. To często ciekawe i wnikliwe uwagi – czytelnikom może się spodobać zwłaszcza polski akcent wyprawy. Ale także amatorzy przygody wyłuskają z tej książki coś dla siebie.

Beaumont nastawia się na bicie rekordu i temu podporządkowana jest cała opowieść. W mało medialnym – zwłaszcza dla samotnika – sporcie znajduje autor temat na obszerną historię. Koncentruje się nie tyle na jeździe, co na jej celu. W grę wchodzi zatem walka z własnymi słabościami, wyzwania z tras i ciągłe kalkulacje. Utrzymaną w stałym rytmie relację przerywa kilka wydarzeń, które pod znakiem zapytania stawiają dalszą wyprawę – ale Mark Beaumont stara się odpowiedzieć na wszystkie potencjalne pytania i rozwiać wszelkie wątpliwości. Czasem posiłkuje się hasłowym dziennikiem z podróży, a na koniec przytacza opowieść mamy – cichej bohaterki, bez której wyprawa nie miałaby szans powodzenia. Gdyby jednak z tomu „Człowiek, który objechał świat na rowerze” wydobyć esencję zagadnienia bicia rowerowego rekordu, czytelnikom pozostałby niedosyt i ogrom pytań o przebieg „zwyczajnych” odcinków. Beaumont miejsca na wątpliwości nie przewiduje – a za to uczy, jak spełniać najśmielsze marzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz