środa, 23 stycznia 2013

Siri Mitchell: Piękna debiutantka

WAM, Kraków 2012.

Gra pozorów

Dość długo wydaje się być „Piękna debiutantka” powieścią jednotorową i zbudowaną ze zbanalizowanych już schematów literackich. Siri Mitchell cofa się do XIX wieku, by przedstawić siedemnastolatkę, która właśnie ma zadebiutować na salonach. Tyle że dziewczyna, zamiast zgłębiać tajniki flirtu, tańca i języka wachlarza, woli uczyć się matematyki, włoskiego i łaciny. Musi jednak podporządkować się woli ojca i surowej ciotki – i zdobyć serce dziedzica. Klara przechodzi zatem przyspieszony kurs towarzyskiej ogłady. Wraz z nią na salony wchodzi też Lizzie, jej najlepsza przyjaciółka, która też walczyć ma o względy najlepszego kandydata na męża.

Mitchell początkowo nie chce zrezygnować z wygodnego oparcia, jakie zapewniają jej literackie wyeksploatowane motywy. Przez wpatrzenie w nie tworzy autorka powieść prostą, młodzieżową w duchu – i powoli rozwija to, co czytelnicy odgadują już po drobnych sygnałach. Bardzo powoli wprowadza lekkie pęknięcia do skostniałej struktury: konwencję rozbija przyjaźń z Lizzie (i szczerość, na jaką mogą sobie pozwolić niepilnowane bohaterki), a potem także kontakty z wielbicielami. Siri Mitchell włącza do fabuły książkę o dzielnicach biedoty – i tak zarysowuje tajemnicę, jaką przed Klarą mają dorośli. Powieść nie zmieni się nagle w wielopłaszczyznową, ale przestanie się toczyć w łatwym do przewidzenia kierunku, przynajmniej jeśli chodzi o pozaromansowe wątki.

Historyczna obyczajówka poprowadzona została prostym językiem, niemal kontrastującym z dziewiętnastowiecznymi narracjami. Tu dominują krótkie i pełne treści zdania, nie ma miejsca ani na rozbudowane opisy, ani na uwiarygodnienie przestrzeni. Odbiorcy otrzymują rzeczywistość przefiltrowaną już przez logicznie myślącą bohaterkę – która nie czuje się dobrze wśród sztywnych zasad. Paradoksalnie ten zabieg przysłużył się sugerowaniu kolorytu lokalnego i pozwala też dobrze scharakteryzować samą Klarę. Nie ma potrzeby kwestionować otoczenia – jego istnienie staje się bardzo wyraźne przez bunt i dystans postaci. Siri Mitchell zależy za to na tym, by zakwestionować sens etykiety: przez cały sprawiający wrażenie raczej infantylnego wstęp gra ironią, odsuwa wszelkie tekstowe ozdobniki po to tylko, by silniej wybrzmiała niechęć dziewczyny do jej współczesnej obyczajowości. W ten sposób każdy, kto zechce wyłamać się z tego świata, stanie się automatycznie sojusznikiem – i Klary, i czytających.

„Piękna debiutantka” daje się odczytywać jako powieść o obłudzie. Siedemnastolatka nie pasuje do zakłamanego świata: nie rozumie istoty polowania na męża, nie podoba jej się gra, jaką trzeba toczyć. W jej życiu wszystko jest na pokaz i po to, by nie dać ludziom powodów do plotek – kłóci się to z obecnością kronik towarzyskich i opłacanych suto dziennikarzy, którzy kreują modę i wyznaczają oceny debiutantek. Do tego dziecięce złudzenia nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością, a fasada pozorów w każdej chwili może runąć. Siri Mitchell nie pozwala sobie na idealizowanie opowieści w każdym wątku – zdarzają się jej całkiem spore odejścia od konwencji – i zwłaszcza dla tych pomysłów czyta się „Pomysłową debiutantkę” aż do końca. Książka mogła mieć inne proporcje (mniej wprowadzania w świat salonów, za to wydłużony motyw szarlatanerii) – ale wtedy trudniej byłoby autorce uzyskać spójność przedstawianego czasu i charakterów. Jest to nie bardzo skomplikowana ale niezła powieść historyczno-obyczajowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz