wtorek, 1 stycznia 2013

Lotta Olsson: Dziwne zwierzęta

Zakamarki, Poznań 2012.

Absurd o życiu

Rzadko pojawiają się tak piękne, zabawne i mądre historie – a kiedy już się pojawią, naprawdę warto o nich głośno mówić. „Dziwne zwierzęta” zachwycą wszystkich, którzy lubią absurd w stylu „Kubusia Puchatka”, a do tego uzmysłowią najmłodszym, że każdy jest inny, a owa inność nie oznacza wcale gorszości. A wszystko przez zrozpaczonego mrówkojada, który czuje, że za bardzo różni się od zwyczajnych zwierząt i nie umie sobie z tym poradzić. Na szczęście mrówkojad ma całkiem mądrą przyjaciółkę, orzesznicę – ta potrafi na problem spojrzeć z dystansu, a czasami nawet niechcący podpowiedzieć mrówkojadowi dobre rozwiązania. Z dyskusji mrówkojada i orzesznicy nad dziwnością zwierząt rodzi się pomysł o konkursie na najdziwniejsze zwierzę. Zgłoszenia napływają ze wszystkich stron, a każde stworzenie chętnie opowiada o swojej inności. Świat jest pełen dziwnych zwierząt. Mało tego – nawet najzwyklejsze zwierzęta okazują się całkiem dziwne.

Mrówkojad i orzesznica wychodzą od prostego sposobu na zażegnanie smutków – chcą znaleźć najdziwniejsze zwierzę, by mrówkojad poczuł się lepiej – ale też aby podnieść na duchu innych. Dla autorki to nie tylko sposób na rozbudzenie ciekawości dzieci, lecz na wprowadzenie do tomu warstwy edukacyjnej – rozmaite przyrodnicze informacje wplata do zgłoszeń zwierząt. Dzieci dowiedzą się czegoś o dziobaku, mrówkach, krowie, o nosaczu, jętce i wielu innych stworzeniach. Przykład żuka gnojarza rozbawi maluchy za sprawą ludyczności i rubaszności, za to jętka stanowić będzie dobry pretekst do zadumy nad kruchością życia – ale to i tak kwestie poboczne, bo przede wszystkim liczy się dziwność i oryginalność zwierząt. Dzieci w zawoalowany sposób przekonają się o tym, że każdy jest wyjątkowy i oryginalność nie może być uznawana za wadę – to dla nich dobra lekcja. Zestaw zwierzęcych ciekawostek dopełnia całego obrazu.

Ale warstwa edukacyjna to nie jedyna zaleta książki. Jej podstawowym atutem staje się absurdalny humor. Dialogi mrówkojada i orzesznicy zostały silnie skarykaturalizowane, przede wszystkim przez indywidualizację języka bohaterów i stawianie na funkcję fatyczną. W tych rozmowach kryje się naiwność maskowana powagą i rzekomą mądrością orzesznicy i niedomyślnością mrówkojada. Nie widać tu celu autorki, morały płyną z wniosków odbiorców. Same dyskusje rozśmieszą każdego – jest tu humor słowny i sytuacyjny, a obok nich i komizm charakterów. Żadnego wymuszania śmiechu za pomocą ogranych metod, tylko czysty absurd w najlepszym możliwym wydaniu – naprawdę Lotta Olsson operuje tym środkiem mistrzowsko i przez całą książkę nie obniża poziomu, udaje jej się przez cały czas zachwycać czytelników – dużych i małych, nikt nie będzie się tu nudził. Agnieszka Stróżyk w tłumaczeniu dostosowuje się do tego stylu i dodaje niekiedy odrobinę komicznego słowotwórstwa – całość robi ogromne wrażenie. Rzadko spotyka się tak pomysłowe bajki dla dzieci. Tu nawet aspekt edukacyjno-wychowawczy nie psuje efektu.

Proste a zabawne rysunki Marii Nilsson Thore uzupełniają tekst i nadają mu pozorów naturalności (zwłaszcza gdy mowa jest o listach przysyłanych przez zwierzęta oraz o zdjęciach najdziwniejszych stworzeń). Sympatyczni bohaterowie wypadają na nich bardzo przekonująco, a i radośnie przy okazji. Ilustracje humorem dostosowują się do ładnej historii i sprawiają, że książkę ogląda się z przyjemnością podobną do tej lekturowej. Takich opowieści powinno się ukazywać jak najwięcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz