WAM, Kraków 2012.
Baśń ze schematu
„Pogromcy nudy” Iwony Wilmowskiej to sprawnie opowiedziana historyjka dla młodszych dzieci, mocno czerpiąca z baśniowych schematów konstrukcyjnych i miejscami lekko zahaczająca o parodię. Świat, który szybko znudziłby dorosłych, przede wszystkim powtarzalnością pomysłów, dzieciom może się spodobać ze względu na jasno wytyczone cele i próby ożywienia klasycznej akcji drobnymi niespodziankami.
W Milandii pewien kot zapadł na dziwną chorobę. Podobne objawy ma miejscowa czarodziejka. Wieść o dziwnej epidemii szerzy się za sprawą największych plotkar i nic dziwnego, że detektyw Fidrygał chciałby zbadać sprawę. Do Fidrygała szybko dołącza Leszek Bez Szpady, błędny rycerz i karykatura literackich pierwowzorów, cechujący się przede wszystkim brakiem szpady. Skład najpierw uzupełnia krasnal z rozdwojoną osobowością, a potem inne, równie barwne postacie. Wszyscy stać się muszą pogromcami Nudy – w tym celu mają pokonać trzy siostry, zdobyć trzy magiczne przedmioty i zdjąć wiszący nad Milandią czas. Liczyć się będzie odwaga i współpraca.
Kolejne punkty tej książki przypominają układankę z już istniejących motywów: autorka postępuje według zasad kreatywnego pisania (przynajmniej – ma je zawsze w pamięci) i nie pozwala sobie na odchodzenie od założonego planu. Rozpoczyna tak, by zaintrygować czytelników i w dodatku zasugerować im istnienie tajemnicy odrealnionej. Uspokaja kreacją Milandii oraz jej swojskich mieszkańców, a wprowadza niepokój istnieniem czarnych chmur i niewytłumaczalnym letargiem „zarażonych”. To wstęp zgodny z zaleceniami dla piszących. Chwilę potem już Wilmowska przenosi się na inną kalkę: rozpoczyna motyw wędrówki (i dobierania się nietypowej – przez co jak najbardziej typowej – ekipy). Tu próbuje grać przerysowaniem („wierzchowce” bohaterów, rycerz-oferma) i włącza też motyw dobra i zła zaklętych w jednej postaci – co ma wzmóc nieprzewidywalność. Bez względu na przebieg drogi oraz samych spotkań z siostrami strzegącymi „skarbów” i bez względu na wymyślność przedmiotów do zdobycia – w tej, centralnej, partii książki Iwona Wilmowska jest całkowicie wpatrzona w przeszłość literatury czwartej i ani na krok nie odchodzi od szablonu baśniowego, nie próbuje go też komplikować przez dodawanie innych płaszczyzn opowieści lub gmatwanie losów bohaterów (którzy przez całą książkę nie przechodzą praktycznie żadnej metamorfozy). Wiadomo, że trzy przedmioty trzeba zdobyć, wiadomo, że to się musi udać, wiadomo, że Wilmowska z własnej woli wpadnie w koleiny, z których nie będzie miała ochoty się wydostać – i dlatego to książka przeznaczona, mimo swojej objętości, dla młodszych czytelników: starsze dzieci oczekiwałyby zapewne żywszej akcji czy zmian w charakterystycznej strukturze.
Autorka umie opowiadać, stara się nawet wpleść do tomu dowcip – ale zbyt kurczowo trzyma się klasycznego scenariusza. Gdyby pozwoliła wyobraźni na odejście od stereotypowych baśniowych obrazków, książka mogłaby wiele zyskać – przede wszystkim w planie treści. Tymczasem Iwona Wilmowska stara się ożywić poszczególne punkty akcji i nadać im nowe – atrakcyjne – kształty – co nie zmienia faktu, że cała fabuła przebiega tak, jak się tego będą spodziewać odbiorcy. Sytuację w oczach najmłodszych ratować będzie fakt powoływania do życia bohaterów charakterystycznych – a także brak rozbudowanej świadomości literackiej u grupy docelowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz