sobota, 6 października 2012

Richelle Mead: Kroniki krwi

Nasza Księgarnia, Warszawa 2012.

Kłopoty wampirów

Richelle Mead przekonała się, że dobrze czuje się w konwencji paranormal romance, co więcej – przekonała do siebie spore grono odbiorczyń. W serii „Akademia wampirów” umiejętnie połączyła pisanie o typowych dla nastolatek dylematach sercowych z dobrze wykreowanym alternatywnym światem zamieszkiwanym przez wampiry, dampiry czy strzygi. Do sprawdzonych motywów nawiązuje w otwierającym nowy cykl tomie „Kroniki krwi” – bohaterowie z pierwszego planu „Akademii wampirów” tu przewijają się na marginesie historii, ci, którzy dawniej tworzyli tło, wychodzą na scenę.

A świat, w którym żyją ludzie obdarzeni nieludzkimi cechami, nie jest przyjazny. Niektórym stale zagraża niebezpieczeństwo, inni są stworzeni, by ich chronić, jeszcze inni – by zabijać. To spore uproszczenie, ale wystarcza do skonstruowania dynamicznej opowieści z prywatnymi dramatami. Sydney, młoda bohaterka, jest alchemiczką. Wyszkolona została tak, by strzec porządku między istotami różnych gatunków. I chociaż dziewczyna potrafi posłusznie wykonywać rozkazy, nie zawsze panuje nad emocjami. Zwłaszcza że zdaniem wielu zbyt brata się z wampirami. Na nerwy działa jej jeden ze zwierzchników, a w szkole dzieje się coś dziwnego.

Mead – jak w poprzedniej serii – mocno podkreśla emocje i przeżycia swoich bohaterów. Do tego nie stroni od opisów walk. Jak na świat wampirów i strzyg przystało, liczy się tu krew – ta od karmicieli, ta przetaczana w walkach i ta, którą wykorzystuje się w magii. Chociaż autorka na początku sugeruje, że tworzy powieść psychologiczno-obyczajową głównie dla dziewczyn, nie unika i scen brutalnych walk. „Męskie” są tu też postawy bohaterek – Sydney nie może zachowywać się impulsywnie i nierozsądnie, jak każda zwyczajna nastolatka. Posłuszna aż do przesady, wcale nie zadziwia tą cechą charakteru odbiorczyń – bo Mead dba o jej dobre umotywowanie. W tym zresztą tkwi siła większości pomysłów tej autorki: wszystko jest tu logiczne i dobrze przygotowane, wydarzenia rozwijają się stopniowo i tak, by rozbudzać ciekawość ciągu dalszego.

Przy tym wszystkim Richelle Mead korzysta z przejrzystego dla stałych czytelników scenariusza czy szkieletu kolejnych tomów – historie rozwija zawsze w podobny sposób w planie konstrukcji. Będzie tu i moment prywatności, i szkolenia (czy przygotowania do misji), czy moment batalistyczny – ale świadomość tego uporządkowania nie przeszkadza w lekturze ze względu na wielowymiarowość problemów i przeżyć postaci. Mead nie koncentruje się na banalnych zakochaniach, młodzi bohaterowie przechodzą u niej przez wiele faz wzajemnych relacji. W tym niezwykłym i podporządkowanym literackiej modzie świecie tylko uczucia są prawdziwe, to jest w pełni przekładalne na egzystencję odbiorczyń. Łatwo zrozumieć dylematy bohaterki, a tym samym i zaangażować się w całą fabułę.

W „Kronikach krwi” nie ma banału trudnego do zniesienia w poppowieściach. Bardzo rozwinięta sfera kontaktów interpersonalnych i odczuć postaci sprawia, że czytelniczki mocno będą przeżywać całą akcję. W dodatku Richelle Mead pisze ładnym literackim i plastycznym językiem, tu z przyjemnością śledzi się same opisy. Myślę, że wiele będzie odbiorczyń, które z radością przyjmą ten styl, wolny od uproszczeń z narracji pop. Richelle Mead umiejętnie buduje napięcia między bohaterami, komplikuje ich działania, a przy tym wyszukuje magiczne właściwości w atrybutach współczesnych nastolatków, tak, by jeszcze łatwiej było przyjąć powieściową rzeczywistość. Proza Richelle Mead pozytywnie wybrzmiewa na tle produkcji masowych spod znaku paranormal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz