poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Magdalena Samozwaniec: Zalotnica niebieska

Świat Książki, Warszawa 2012.

Siostrzana miłość

Magdalena Samozwaniec, chociaż zapisała się w historii literatury rozrywkowej i satyrycznej, nad własną twórczość ceniła zawsze bardziej poezje siostry, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Dorastała pełna uwielbienia dla czasem ekstrawaganckich pomysłów Lilki i stawiała ją na piedestale. „Zalotnica niebieska” zrodziła się z tego właśnie zachwytu i siostrzanej miłości – i stanowi wciąż żywy oraz chętnie czytany biograficzny pomnik poetki. Jest to również swoiste dopowiedzenie do tomu „Maria i Magdalena”, napisane charakterystycznym stylem, ale z mniejszym naciskiem na anegdoty i humorystyczne scenki.

W „Zalotnicy niebieskiej” na dalszy plan schodzą członkowie rodziny Kossaków, eksponowani w „Marii i Magdalenie”. Tu zachwyt dotyczy tylko jednej postaci i na nią jest skierowany – nikt i nic nie może przyćmić Lilki, Samozwaniec dba o to (parostronicowy wyjątek czyniąc dla Witkacego). Przy tym nie trzyma się już ściśle chronologii i faktów z życia, jakby ten rytm, sprawdzony wcześniej w „Marii…” nie był dla niej zbyt wygodny. „Zalotnica niebieska” to raczej zbiór luźnych wspomnień i skojarzeń gęsto przetykanych poezją Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i fragmentami zachowanej korespondencji. „Maria i Magdalena” to zestaw uporządkowanych zapisków, w „Zalotnicy” króluje potęga skojarzeń i część z nich traktowana bywa raczej pobieżnie – dlatego najlepiej tę książkę czytać jako uzupełnienie „Marii i Magdaleny”, lub choćby notatki na marginesach życia i twórczości poetki. Samozwaniec rozwija te tematy, na której poprzednio, w rodzinnej książce, zabrakło jej miejsca (lub też które nie mogły się tam znaleźć, bo zaburzyłyby równowagę w opisach), wreszcie może znaleźć ujście dla wyznawania ogromnej miłości i podziwu, jaki ma dla utalentowanej siostry. Próbuje pokazać wszystko, co w jej poezji najcenniejsze, chętnie cytuje wiersze i odkrywa ich powiązania z wydarzeniami z życia. Kreśli portret Lilki, pisze o jej nadziejach i tęsknotach, ulubionych rozrywkach, wierze w magię. Komentuje życiowe wybory, dokładniej niż w „Marii i Magdalenie” przyglądając się losom małżeństw. Tu może sobie pozwolić na przytaczanie miłosnych wyznań do i od kochanków oraz mężów, zresztą fragmenty rozmaitych listów zajmują w książce sporo miejsca. Autorka wyjaśnia „rodzinne” sekrety i przyzwyczajenia, deszyfruje niemal część tajemnic i przedstawia Lilkę obecną w utworach oraz od strony prywatnej, momentami prawie intymnej. Nie krytykuje, widzi w Lilce ideał – więc nawet jej wady czy zachowania, które nie będą budzić podziwu odbiorców, przekuwa na pozytywy.

Magdalena Samozwaniec jak zawsze pisze charakterystycznym, nieprzezroczystym stylem, który w połowie XX wieku nie przyciągał aż tak bardzo uwagi. Dziś siłą rzeczy musi wydawać się nienaturalny – lecz raczej nie wydumany, bo zmysł satyryczny autorki nie pozwalał jej na egzaltację. W związku z tym, choć wiele lat minęło od wydania „Zalotnicy niebieskiej”, książka dalej cieszy się dużym powodzeniem czytelników, o czym świadczą chociażby kolejne jej wznowienia. Niewielu autorów dziś zdecydowałoby się na napisanie czyjejś biografii w ten sposób, ale też „Zalotnica” do typowych biografii zaliczyć się nie może, to zestaw wspomnień, próba analizowania poetyckiego credo, objaśnienia do życia i korespondencji. Zamiast schematycznego i podręcznikowego portretu wielkiej poetki otrzymujemy opowieść-zwierzenie, dowód na siostrzane przywiązanie i bezkrytyczne uwielbienie dla siostry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz