WAM, Kraków 2012.
Siła człowieka
Stereotyp bezpiecznego i szczęśliwego życia na odludnej farmie posłużył Lisie Samson do stworzenia powieści i atrakcyjnej, i nie do końca prawdopodobnej. A jednak w „Odrodzeniu May” to właśnie niespieszna egzystencja, codzienny rytm życia, przygotowywanie posiłków i opieka nad zwierzętami wybrzmiewają szczerze. Do tego prawdziwie wypada wątek głębokiej wiary oraz… ludzka pazerność. Kilka motywów katalizujących fabułę przenosi natomiast powieść w sferę historii niewiarygodnych – i nie chodzi tu o brak realizmu, a o zbytnie podporządkowanie wymyślonego świata chęci wywołania określonych emocji odbiorców. Doświadczenia May są uzależnione od jej psychiki, a w książce to umocowanie wypada raczej za słabo. W dodatku Samson chyba lepiej czuje się w tworzeniu leniwego (mimo że wypełnionego żmudną pracą) stylu życia niż w budowaniu sfer burzliwych.
Widać to w fabule „Odrodzenia May”, poprowadzonej momentami trochę zbyt nerwowo. Młodą dziewczynę, adeptkę dziennikarstwa, znajduje pijaną na drodze Claudius, stary farmer. Zabiera ją do domu, ratuje przed kacem (i przed ewentualnymi zakusami mężczyzn o mniej czystych zamiarach) – i szybko się z nią zaprzyjaźnia. May chce pisać o modzie, ale żeby doświadczyć w życiu czegoś więcej, wyrusza na misję do Rwandy. Kiedy wybucha tam wojna domowa, dziewczyna zostaje na miejscu, z nadzieją, że pomoże mieszkańcom. Udaje jej się przeżyć rzeź, okaleczona fizycznie i psychicznie wraca do domu, a pomocy szuka u Claudiusa.
Książka pokazuje siłę przyjaźni i oddania oraz – ogólnie – moc tkwiącą w człowieku, który chce dzielić się dobrem z innymi. May doświadcza ekstremalnie złych zachowań, a na przeciwnym biegunie jej doznań znajduje się błogi spokój. Kobieta musi zmierzyć się nie tylko z okropnymi wspomnieniami i traumą – bez pomocy psychologa ale też bez jakiegokolwiek wsparcia przygotowanych na to ludzi. Musi także stawić czoła problemowi kolegi ze studiów, skazanego na karę śmierci. Wiele ciosów spada na tę delikatną bohaterkę, a jej jedyną tarczą ochronną okazuje się wsparcie Claudiusa. W sferze emocji dzieje się tu bardzo dużo, chociaż w ich część trudno będzie uwierzyć.
Lisa Samson akcję prowadzi odważnie, ale nieprzekonująco tam, gdzie brakło jej możliwości przetestowania realiów czy dokładnego zobrazowania sytuacji. Życie na farmie oddalonej od ludzkich siedzib może przekonać czytelników. Sceny w Rwandzie nie przyniosą zamierzonego efektu grozy i strachu: są zbyt szybkie, niezbyt plastyczne i też mało rzeczywiste w opisie – znacznie lepiej postąpiłaby autorka, porzucając bezpośrednią relację na rzecz narracji zapożyczonej, lub tylko strzępów wspomnień. Jasne, że konieczne było zobrazowanie rozmiarów tragedii i to jak najszybciej, by móc wrócić do idylli farmy, już bez przypominania o przeszłości – tyle że zabrakło autorce wprawy lub wyobraźni do objęcia rozmiarów zła. Być może konsekwencją tego niedopracowania stała się późniejsza rekonwalescencja: bohaterka pomimo wstrząsu dochodzi do siebie sama.
Kwestia wiary utrzymuje się tu na stałym poziomie. Bóg jest obecny w westchnieniach postaci, ich modlitwach i żalach, a także w zaufaniu, które pozwala spoglądać w przyszłość z nadzieją. I chociaż Samson jest pisarką chrześcijańską, nie sięga po próby umoralniania czytelników (więcej: przedstawiciele władz kościelnych nie zawsze są u niej idealizowani) czy sztuczki kaznodziejskie, religia jest bardzo naturalną strefą w egzystencji postaci.
W „Odrodzeniu May” to, co najważniejsze, skrywa się w lekturze, rozpuszcza się w atmosferze niespiesznego życia. Wszystko podporządkowane jest emocjom, odizolowanym od naturalnych reakcji na przebieg wydarzeń. W tej powieści jednak związek odczuć z akcją nie liczy się – w konfrontacji z wewnętrzną siłą zwykłego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz