W.A.B., Warszawa 2012.
Świat magii
Autorzy powieści fantasy mogą robić wszystko pod warunkiem, że w wykreowanej przez siebie rzeczywistości będą wiarygodni. I chociaż rzadko zdarza się inny niż batalistyczny kierunek rozwoju akcji (co nadaje gatunkowi pewnej niemiłej schematyczności), kto będzie w stanie przekonać do siebie odbiorców, ten zwycięży. Brandon Mull nie musi obawiać się konkurencji – w serii „Baśniobór” udało mu się połączyć dwa elementy: dobrze skonstruowaną i wiarygodną (jak na fantasy oczywiście) przestrzeń oraz atrakcyjną dla czytelników fabułę. Zaproponował cykl trudny i wymagający skupienia – dzięki czemu zyska też uznanie odbiorców ceniących wyrafinowaną lekturę, nawet – dorosłych.
„Plaga cienia” to trzeci tom poczytnej serii – i prawdopodobnie nie ostatni – lecz czytać go można jak osobną, pełnowartościową powieść. Sprytnie wplótł autor reklamę poprzednich części w narrację: tak, że odbiorcy, którzy zetknęli się z bohaterami po raz pierwszy, zechcą zapoznać się z poprzednimi tomami, a wielbiciele cyklu nie odczują przykrości spowodowanej zbyt nachalną promocją. Widać w tekście spokój autora i jego siłę w budowaniu przestrzeni Baśnioboru – systematyczność, konsekwencja i kształtowanie struktur baśniowej krainy pozwalają odbiorcom z przyjemnością śledzić przygody sympatycznego (i przekonująco przedstawionego) rodzeństwa. Mull zdecydował się na opowieść prowadzoną dwutorowo – Seth pozostaje w domu dziadków (i ciągle wpada w tarapaty, narażając się na kolejne kary), Kendra trafia do grona Rycerzy Świtu i wyrusza wraz z nimi na bardzo trudną misję. Dziewczyna zna sekrety wróżek i potrafi odczytywać wiadomości w różnych językach. Seth odkrywa u siebie dziwną zdolność do dostrzegania istot z innego świata. Kendra szuka magicznego przedmiotu, by uratować zaczarowaną krainę, Seth stawia czoła pladze cieni, która znienacka opanowuje sympatyczne dotąd gatunki baśniowych istot. Rozdzielone rodzeństwo radzi sobie całkiem nieźle, chociaż strachu i pomyłek nie może do końca wykluczyć. Konwencja jednak sprawia, że Brandon Mull nie steruje wyobraźnią czytelników, nawet gdy chce sugerować walkę na śmierć i życie czy istnienie pułapek, które stanowią prawdziwe zagrożenie. Nie wiem, czy młodzi odbiorcy uwierzą autorowi, przynajmniej w chwilach, gdy ten szybko wplątuje postacie w sytuacje trudne do rozwiązania.
Jednocześnie w „Baśnioborze” nie ma nerwowości, autor doskonale panuje nad krzyżującymi się sferami magii, inny jest przy opisywaniu losów Kendry (widać tu lekką tęsknotę zarówno za kodeksem rycerskim, jak i za honorowymi postawami nie tylko młodych ludzi), inny w przypadku, gdy prezentuje przygody Setha – tu uruchamia wizerunek krnąbrnego lecz dobrego chłopaka, który ma szansę zrehabilitować się za swoje wybryki, a przy tym nie może odgrywać prawdziwego bohatera, bo wydaje się nikim w obliczu potężnego zagrożenia.
Zachowuje autor w „Pladze cieni” strategię odchodzenia od schematów znanych z powieści fantasy. Żeby uwiarygodnić akcję, sięga po dalszoplanowe drobiazgi, buduje całe baśniowe społeczności o charakterystycznych cechach i zachowaniach. Zaludnia Baśniobór istotami sympatycznymi i zagrożonymi rozprzestrzeniającym się mrokiem, urzekająca jest też zwyczajność w poszukiwaniu sposobu na przekroczenie granicy światów – żeby widzieć wróżki w ich prawdziwej postaci, wystarczy wypić mleko. Takich niespodzianek będzie w „Pladze cieni” więcej, a z każdą Brandon Mull zyskuje sobie uznanie odbiorców. Cała książka jest też smacznie napisana – chociaż i w dialogach, i w opisach autor wysoko stawia czytelnikom poprzeczkę. Posługuje się nie upraszczanym językiem, narracja współtworzyć przecież musi całą przestrzeń Baśnioboru. Mull dostarcza zatem poza ciekawą fabułą także i niebanalne opisy, co podnosi wartość całości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz