sobota, 9 czerwca 2012

Anna Ficner-Ogonowska: Alibi na szczęście

Znak, Kraków 2012.

Scenariusz z marzeń

Dlaczego wszystkie polonistki w czytadłach dla pań muszą być w kwestiach językowych hiperpoprawne, w sferze charakteru superwrażliwe i delikatne, a w kwestii czytelnictwa – kochać jedną z lektur szkolnych – to pozostanie bez odpowiedzi. Hania z „Alibi na szczęście” to typowa polonistka z powieści. Ciągle zadręcza otoczenie poprawianiem wypowiedzi, nosi ze sobą „Romea i Julię” i została przez los bardzo skrzywdzona. Zwraca na nią uwagę przystojny architekt, Mikołaj – i ze wszystkich sił walczy o względy kobiety. Sprzymierzeńca ma w Dominice, najlepszej przyjaciółce Hanki – żywiołowej, bezpośredniej i pomysłowej: a że Dominika właśnie przeżywa chwile szczęścia u boku przyjaciela Mikołaja, ma nadzieję, że połączy dwoje przeznaczonych sobie ludzi.

Zdziwię się, jeśli Anna Ficner-Ogonowska nie zyska popularności na miarę choćby Kalicińskiej. Sprzedaje bowiem milionom czytelniczek ich własne marzenia o pięknej, idealnej romansowej historii. Ona i on od początku mają się ku sobie, ale muszą przezwyciężyć niezliczoną ilość drobnych i wielkich przeszkód na drodze do szczęścia. Ona może zachowywać bierną postawę, a nawet przeszkadzać, bo inni (a zwłaszcza on) będą walczyć do upadłego. Nic go nie zniechęci, w końcu to fabuła z marzeń i nawet kiedy bezcelowość jego wysiłków zacznie już męczyć, Ficner-Ogonowska nie przestanie panować nad odbiorczyniami. Opowiada im przecież historię jak z bajki, przedstawia miłość cudowną i wytęsknioną, w dodatku bardzo umiejętnie spowalnia akcję, oddala przyjemność w czasie i pozwala rozkoszować się obiecującym oczekiwaniem. Poza relacją między Hanką i Mikołajem przywołuje też cały szereg różnych zwyczajnych spraw. Problemy sprawia przeszłość bohaterki, długo tajemnicza i odkrywana fragmentami. Ciekawie rysuje się relacja z Dominiką, przeszłość i przyszłość tej kobiety. Są i banalne zauroczenia, i prawdziwe przyjaźnie, niewłaściwe oceny, rodzinne sprzeczki, ale i wsparcie ze strony najbliższych. Są flirty, nieporozumienia, cierpliwość i niecierpliwość, żarty i praca. Krótko mówiąc, zwyczajne życie w wyostrzonej lekko wersji.

W „Alibi na szczęście” autorka towarzyszy raz Hance, raz Mikołajowi – by pokazać ich emocje i najskrytsze pragnienia. Bliskość postaci akcentuje w narracji ukrywaniem podmiotu, co mogłoby prowadzić do nieporozumień, gdyby nie fakt, że konsekwentny styl ma swoją logikę i nie zakłóca odbioru. Gorzej ze zdrobnieniami – zdarzyło się autorce parę momentów (zwykle gdy bohaterka rozczula się z powodu dzieci lub dobroci zaprzyjaźnionej gospodyni), w których dziubdzia niemiłosiernie, a przez nóżki, brzuszki i główki aniołków zaczyna się zgrzytać ząbeczkami. Na szczęście nie jest to stała maniera, a niekiedy powracające roztkliwienie – do wybaczenia, chociaż niepotrzebne (dalej uważam, że rozczulanie się w narracji, na poziomie tekstu, przyniesie odwrotny do zamierzonego efekt, rozdrażni zamiast wzruszyć). Za to osiągnęła Ficner-Ogonowska mistrzostwo w budowaniu sugestywnych obrazów psychologicznych i w szerokich analizach stanów postaci. Te spowalniacze, chociaż czasami dość przewidywalne, i tak cieszą: pozwalają dłużej bawić się czekaniem na jedyne możliwe baśniowe rozwiązanie. W „Alibi na szczęście” wiadomo, co się stanie. Wiadomo też, czemu mają służyć kolejne przeszkody. Mało tego, wiadomo nawet, że owe przeszkody będą się mnożyć na drodze do szczęścia. Chodzi tu o przyjemność poznawania opowieści ułożonej według przewidywalnego schematu.

Wielkie emocje, ładnie opisane – to „Alibi na szczęście” w skrócie. Książkę tę da się też określić jako udaną realizację scenariuszy z wyobraźni romantyczek: planów idealnych i niemożliwych do zrealizowania. Olbrzymie znaczenie ma tu kojący rytm szczegółowej narracji, a i nastawienie autorki na otaczający bohaterów świat. To typowa powieść wakacyjna, czytana dla rozrywki i wytchnienia od codziennych zmartwień. Jeśli wierzyć w informację blurbową, Ficner-Ogonowska pisała tę książkę dla siebie samej – faktycznie to historia, którą niemal każda wrażliwa dusza chciałaby przeczytać i przeżyć przynajmniej w wyobraźni. W dodatku najlepiej smakować tę opowieść powoli, to niemal gotowy scenariusz serialu obyczajowego o wyrazistych sylwetkach czwórki bohaterów. Kto szuka romantycznej powieści o niespiesznym rytmie i kojąco znanym schemacie, „Alibi na szczęście” powinien wziąć pod uwagę w doborze lektur.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz