Muza SA, Warszawa 2012.
Pałac słowa
Są historie, w które trudno się czytelnikom zagłębić, są też takie, które porywają od pierwszych słów, hipnotyzują i pozostawiają niedosyt po zbyt wcześnie nadchodzącym zakończeniu. Do takich wciągających opowieści należy miniaturowa „Opowiadaczka filmów”, relacja magiczna i czerpiąca z siły słów. Hernán rivera Letelier udowadnia, że potrafi czarować odbiorców, podobnie jak jego nastoletnia bohaterka. W minimalizowanych opisach, niemal szczątkowo zarysowywanych scenkach prezentuje historię dziewczynki o niezwykłych zdolnościach. Maria Margarita w rodzinnym konkursie na opowiadacza filmów pokonuje czterech starszych braci. Odtąd to ona będzie chodzić do kina, by na chwilę oderwać się od przykrej codzienności, pełnej biedy i beznadziei. Po powrocie bohaterka ma przedstawiać treść filmu bliskim – ale nie ogranicza się do samego opowiadania. Upaja się fabułami, odgrywa kolejne role i szuka najbardziej plastycznych słów, rozkoszuje się emocjami z filmów i kocha uznanie zachwyconych odbiorców.
Maria Margarita prowadzi swoją opowieść z perspektywy czasu i jako narratorka udowadnia, że należał się jej tytuł opowiadaczki filmów. Czy sprawia to lakoniczność wywodu i związana z nią konieczność samodzielnego odtwarzania mniej świątecznych aspektów życia, czy doskonałe wyczucie literackości i magii prozy – faktem jest, że czytelnicy z pierwszą stroną zostaną całkowicie wchłonięci w świat Marii Margarity i jej zachwyt możliwością dokonywania medialnego przekładu. Bohaterka nigdy nie prezentuje siebie w trakcie odgrywania obejrzanych obrazów – pozwala natomiast ze strzępków wrażeń rekonstruować całe przemilczane sceny. Dzięki temu jest bardzo przekonująca: żywe emocje, które zostały uchwycone w tekście, pomagają w budowaniu świata, w który nikt nie wierzy. Właściwie w tej minipowieści nie musiałoby się nic dziać, i tak przyjemność czytania byłaby ogromna. Działające na wyobraźnię opisy z pierwszych stron to jednocześnie obietnica niezapomnianych doznań lekturowych, a i zaspokojenie ciekawości. Letelier nasyca, chociaż więcej przemilcza niż tłumaczy, hipnotyzuje i wręcz uniemożliwia tym chęć dociekania, czy jego historia ma jakikolwiek sens. Potajemnie proponuje odbiorcom jedną z trafniejszych ocen literatury jako mocy słowa oraz teatru – jako popisu wyobraźni, film zostaje sprowadzony do historii jako zbiór wydarzeń i uczuć.
Zaledwie kilkadziesiąt stron tekstu, rozdziały sprowadzane do kilku akapitów, eliminowanie szumu niepotrzebnych danych, opisów i relacji – a jednak „Opowiadaczce filmów” nie da się odmówić siły. To literatura z wysokiej półki, intrygująca i świeża, oryginalna i przede wszystkim dobrze napisana. Chociaż nie można pozbawiać znaczenia pomysłu na opowieść, to sposób prowadzenia narracji okazuje się tu najważniejszy. Podskórny autotematyzm zamienia się w źródło najlepszej rozrywki. „Opowiadaczka filmów” to opowieść piękna – nie ze względu na rozwój akcji, a język. Czyta się ją błyskawicznie, ale pozostawia w pamięci wyraźny ślad, nie przepadnie wśród setek i tysięcy książek. Niepozorny tom to królestwo słowa, wzniesiony mu pałac. Warto poświęcić parę chwil na lekturę, dostarczy ona bowiem wielu wrażeń. Natalia Nagler, tłumaczka, poradziła sobie ze stworzeniem klimatu niezwykłości, połączyła w tekście codzienną zwyczajność i dawkę rozpuszczonej w niej egzotyki, tak samo jak autor zmieszał ze sobą realizm i fantazję. „Opowiadaczka filmów” zaskakuje pozytywnie na planie, który zwykle zaskoczeń nie przynosi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz