wtorek, 1 maja 2012

Ella Maillart: Wysłanniczka specjalna do Mandżurii. W zderzeniu z imperium

Noir sur Blanc, Warszawa 2012.

Podróż reportera

Świat się zmienia, ale ulubiony przez reporterów system podróżowania, docierania do zwykłych mieszkańców i testowania zasad ich egzystencji pozostaje bez zmian – można się o tym przekonać, sięgając po malutki tom Eli Maillart „Wysłanniczka specjalna do Mandżurii. W zderzeniu z imperium”. Cykl artykułów szwajcarskiej podróżniczki powstał w 1934 roku i dotyczy miejsca, w którym istotne były wpływy Sowietów, Japończyków i Chińczyków. Podczas niebezpiecznej wyprawy autorka niejeden raz styka się z przejawami rasowej nienawiści i na własnej skórze odczuwa konsekwencje konfliktów i skutki kolonizacji. Wszystko przedstawia w tekście niemal pozbawionym emocji i tonu zwierzenia, w tekście, który ma zbliżać się do dokumentu i w żaden sposób nie może schlebiać odbiorcy. Wyprawa do Mandżurii to nie sympatyczna wycieczka, nie ma też wiele wspólnego z przygodą, do której chętnie się wraca. Poznawanie Mandżurii oznacza pokonywanie kolejnych wyzwań, stałe podejmowanie ryzyka i próby przezwyciężenia trudności.

Trudności jest natomiast sporo. Przedstawicielka znienawidzonej rasy spotyka się nie tylko z przykrościami z tego tytułu: ociera się też o wielką politykę. Dziś już wiele poruszanych tu spraw przeszło do historii, ale chociaż reportaż nie ma teraz wymiaru publicystycznego, nie traci na wartości ze względów artystycznych i dziennikarskich. Ella Maillart pokazuje bowiem, jak próbowała poznać obcą sobie kulturę. Opisuje własne reakcje oraz decyzje związane z podróżowaniem po nieznanych terenach. Czasem tłumaczy się ze swoich wyborów, częściej jednak po prostu je przywołuje, niespecjalnie troszcząc się o mniej atrakcyjne metody przemieszczania się. Podejmuje się trudnego przekładu: wyjaśnia konsekwencje i znaczenie postępowania władz. Nie daje się zwieść oficjalnym przemowom, dociera do tego, co najważniejsze i skrzętnie ukrywane.

W „Wysłanniczce specjalnej” uderza dystans do przedstawianych realiów. Autorka w żaden sposób nie próbuje zaprzyjaźnić się z miejscem i ludźmi, mało tego, nie szuka znajomości, które mogłyby się rozwinąć jeśli nie w podróżnicze przyjaźnie, to przynajmniej w miłe wspomnienia. Podróżuje sama i sprawia wrażenie, jakby własną samotność starała się chronić przed niepożądaną obecnością innych. Ludzie tutaj często kojarzą się z kłopotami lub polityczną przepychanką: w takich warunkach nie ma mowy o zachwycie nad drugim człowiekiem. Ta osobność odbija się również w stylu prowadzenia opowieści: dziś modne są reportaże oraz relacje z podróży nastawione na drugiego człowieka, kontakt z Innym – najłatwiej przekładalny (w odróżnieniu od estetycznych doznań) staje się najcenniejszym publicystycznym tworzywem. U Maillart tego nie ma, anegdoty nie dotyczą przeważnie obyczajowości a raczej mentalności napotykanych postaci, nie ma prób zbratania się z tubylcami, ani też chęci poznania wątpliwej często jakości racji różnych stron konfliktu. Dla autorki liczy się za to prawda, szczerość obserwacji, a i czystość przekazu.

Maillart decyduje się na krótkie a sugestywne opisy konkretnych sytuacji, bez emocjonalnej otoczki i bez zagłębiania się w historyczno-geograficzne wyjaśnienia. Żyje w Mandżurii chwilą, unika rozwlekłości czy powtarzania stereotypowych tematów. Motywy godne uwagi znajduje niemal na każdym kroku, choć dużo bliżej jej do spraw społeczno-politycznych niż do codziennego życia. To ujęcie tak różne od obecnie wykorzystywanych sprawiło, że teksty kolejnych artykułów nie zestarzały się, mimo zmienności czasów. W dalszym ciągu zapiski Maillart pomagają w zrozumieniu istoty reportażu i stanowią zestaw wskazówek dla tych wszystkich, którzy chcieliby odkrywać dla swoich czytelników nieznane, a i niegościnne rejony świata. Ta niepozorna i beznamiętna w warstwie narracji książeczka w odbiorcach wywoływać będzie nadal całą gamę silnych uczuć – mimo że od jej powstania minęło już kilka dekad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz