Znak, Kraków 2012.
Poszukiwanie prawdy
Ta książka zbudowana jest ze strzępków doświadczeń, wrażeń i odkryć. Z prawdziwym życiem łączy ją rodzaj specyficznego chaosu, nieuporządkowania i nieświadomości tego, co za chwilę się wydarzy. Laurentina podróżuje po Afryce, próbując odkryć sekret Faustina Mansy. Odkąd dowiedziała się, że może być jego córką, pragnie podążać jego śladami i szuka ludzi, którzy mogliby jej przybliżyć sylwetkę Faustina. Najłatwiej dotrzeć do żon – okazuje się, że Faustino miał ich aż siedem i pozostawił po sobie osiemnaścioro dzieci. Laurentina zachowuje się niemal jak podczas kryminalnego śledztwa, za każdym razem jednak bierze pod uwagę tylko jeden trop, co sprawia, że stopniowo i niezbyt szybko odkrywa tajemnicę Mansy. Razem z nią na wyprawę wybiera się wnuk znanego kobieciarza – chce stworzyć film dokumentalny o dziadku.
W „Żonach mojego ojca” nie ma jednak przewidywalnego czy zaprogramowanego na początku finału – odkrycia Laurentiny prowadzą do zweryfikowania wyjściowych założeń, czytelnikom i bohaterom przyniosą sporo zaskoczeń. Atutem tej książki poza kierunkiem rozwoju akcji okazuje się całkowite odejście od schematów. To powieść naśladująca reportaż złożony z rozdrabnianych opowieści, fragmentów, które dalekie są od stereotypowych i znanych motywów. W tej afrykańskiej podróży wszystko może się zdarzyć, nietuzinkowe postacie przyczyniają się jeszcze do modyfikowania biegu historii. W tym wszystkim mocno akcentowane są charaktery kobiet, które nie potrafiły oprzeć się urokowi Faustina i mimo porzucenia czy rozstań nie czują do niego żalu. Z kolejnych rozmów i zdziwień Laurentiny wyłania się całkiem interesujący i intrygujący portret człowieka, który nie przejmował się wiernością czy oddaniem.
Poza skrótowością i płynącym z niepewności napięciem, cechą charakterystyczną tego tomu jest chropowatość stylu. Nastawienie na reportażowość sprawia, że José Eduardo Agualusa może wybrać emocje a nie literacką elegancję. Ugładzone akapity nie oddałyby w pełni dramatyzmu sytuacji i też nie pasowałyby do dylematów postaci. W tej historii język także jest bohaterem, współtworzy opowieść i nadaje jej specyficzny klimat, którego próżno byłoby szukać w innych powieściach. Tutaj nie ma miejsca ani też czasu na skrzętne budowanie atmosfery skomplikowanymi opisami, faktura stylu musi wystarczyć jako przekaźnik emocji oraz doświadczeń. To dobry sposób, by zająć się motywem, który sam w sobie niesie dla czyteników wystarczającą dawkę egzotyki. Próżno by w tomie szukać Afryki znanej choćby z lektur: tu liczą się ludzie oraz ich wizje szczęśliwego życia. Nie dość zatem, że Agualusa wybiera rzadko spotykany temat, to jeszcze realizuje go tak, by tom zapadał w pamięć czytelnikom.
Podczas kolejnych wędrówek Laurentina dociera nie tylko do żon ojca, ae i do jego przyjaciół – oraz do pozostawionych przez znajomych dokumentów. Czyta fragmenty listów oraz wywiadów, próbuje wskrzesić nieżyjącą już postać i uczy się bliskości. Czasami do tego zestawu dołączają opowieści niewiarygodne, ale ciekawe ze względu na dawkę emocji, jakie potrafią wyzwolić. To za sprawą tych niespodziewanych historii książka nabiera koloru. Włączane do niej fabułki to kolejny dowód na potęgę ludzkiej wyobraźni i moc Opowieści. Dla części czytelników to właśnie te drugoplanowe drobiazgi mogą stać się większym magnesem niż odkrywanie tajemnic Faustina – przynajmniej do czasu.
Są zatem „Żony mojego ojca” relacją dotyczącą ludzi – ich psychiki i zdolności do poświęceń; to jednocześnie szorstka opowieść o poszukiwaniu uczuć – pozbawiona banału i wolna od stereotypowych ujęć, a dzięki temu wpływająca na odbiorców. Ta poszatkowana historia uwodzi swoją innością, zaprzecza wyobrażeniom przedlekturowym i rozwija się właśnie wtedy, gdy wydaje się, że już niczym nie może zaskoczyć spragnionych wrażeń czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz