Trio, Warszawa 2012.
Piwnica na scenę
Piwnica pod Baranami to jedno z nielicznych artystyczno-kabaretowych środowisk ciągle zapładniających wyobraźnię odbiorców, wyzwalających poczucie swoistego snobizmu i oddziałujących na badaczy. Można pisać o niej z perspektywy historyka, kronikarza, teoretyka humoru… można i od strony towarzyskiej – i taką strategię wybrał jeden z występujących, Janusz R. Kowalczyk, w tomie o przewrotnym a pomysłowym tytule „Wracając do moich Baranów”. Apetycznie wyglądająca i ładnie wydana książka to próba zaprezentowania piwnicznych indywidualności z poziomu sceny, kontynuacja przeprowadzanych dawniej przez autora wywiadów i sposób na ocalenie w pamięci odbiorców także anegdot i mniej znanych faktów z życia występujących u Piotra Skrzyneckiego. Nie ma co ukrywać, dla samego autora to też szansa na przypomnienie o sobie w kontekście Piwnicy – zgodnie z tytułem, podkreśla swoją obecność w znamienitym zespole i nie wycofuje siebie jako postaci z barwnych opowiastek.
Rytm książki wyznaczają ludzie. Kowalczyk chce przedstawiać kolejnych artystów z własnego (życzliwego) punktu widzenia i śladem Wacława Krupińskiego proponuje galerię wykonawców i autorów z Piwnicą związanych. Niektórym poświęca wiele miejsca i mnoży anegdoty na ich temat, od innych ucieka po dwóch stronach opowieści, czasem daje się ponieść gawędziarstwu i sympatii, innym razem proponuje zaledwie garstkę suchych informacji, które nie dadzą rady ożywić opisu (to zdarza się jednak stosunkowo rzadko). Interesuje go tylko Piwnica i dokonania z nią związane, więc biografie swoich bohaterów-Baranów przefiltrowuje, pozostawiając jedynie fakty dotyczące kabaretowego istnienia.
Kolejne rozdziały sprawiają wrażenie, jakby były przygotowywane pod konkretnego artystę – który to artysta pojawia się na zdjęciu i karykaturze, w pierwszych zdaniach i akapitach, by czasem szybko zniknąć i ustąpić miejsca innemu koledze. Niby wprowadzanie rozdziałów tematyczno-nazwiskowych rozbiłoby i płynność opowieści, i bardzo ładne rozwiązania edytorskie, jednak zdarza się, że takie zastąpienie jednego twórcy innym wywołuje niedosyt i zaskoczenie. Pytania o konstrukcję tomu nie są jednak ważne, skoro Kowalczyka czyta się z przyjemnością i zaciekawieniem. Przyjęty ton zwierzenia czy subiektywnego wspomnienia umożliwia mu nawiązanie kontaktu z odbiorcą. Autor przekonuje do siebie – a potem można mu wybaczyć osobiste uwagi czy autobiograficzne wstawki. O to w końcu chodzi w tej publikacji, Kowalczyk proponuje świetne uzupełnienie do poważnych naukowych prac i analiz, ożywia dawną Piwnicę i próbuje oddać jej atmosferę.
Anegdoty, wypowiedzi bohaterów, fakty i własne odczucia autora są tu przytaczane z wprawą i w ładnym stylu – nie ma obaw, że Kowalczyk zamęczy odbiorców, zanudzi czy zniechęci do lektury. Poza charakterystycznym klimatem piwnicznych znajomości proponuje też niezły język opowieści, lekko prywatny, ale gęsty od ciekawostek. Co pewien czas bawi się puentowaniem historii, dowcipy z kręgu Piwniczan potrafi przywołać – jak na satyryka przystało – z odpowiednio budowanym napięciem. Na przeszło stu ostatnich stronach mieszczą się natomiast artystyczne teksty Janusza R. Kowalczyka – dobra propozycja dla archiwistów i szukających przykładów dawnej satyry politycznej i zaangażowanej. Bez komentarza i bez intonacji, bez dodatków „scenicznych” funkcjonować mogą one raczej na prawach dokumentu, jednak nie wątpię, że bywalców Piwnicy ucieszą. Wzbogacona o liczne zdjęcia i udane karykatury bohaterów (kreska Jacka Frankowskiego) książka jest nie tylko miłą lekturą, ale i zgrabnym przewodnikiem po towarzyskich relacjach krakowskiej sceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz