piątek, 11 listopada 2011

Carlos Ruiz Zafón: Światła września

Muza SA, Warszawa 2011.

Rzeczywistość i groza

W swoich młodzieżowych powieściach Carlos Ruiz Zafón wybiera ograne schematy, które poddaje specyficznej emocjonalnej obróbce tak, że chociaż przez cały czas sięga po te same uczucia i źródła grozy, za każdym razem budzi ciekawość i niepewność końca. Może dlatego, że odrzuca konieczność chronienia swoich postaci przed okrucieństwem i śmiercią – a może dlatego, że do budowania mrocznych fabuł wyzyskuje za każdym razem niedookreślone siły ciemności. Operuje często podobnymi motywami: cieniem, ogniem, przerażającą samotnością nocy, tajemnicami z przeszłości, pochopnymi obietnicami i długami, które w końcu trzeba spłacić. Swoich bohaterów – zwykle z niepełnych rodzin – przenosi do nowego miejsca, niewolnego od niebezpieczeństw, sennego małego miasteczka, w którego przeszłości skrywa się wielka tragedia.

Nie inaczej dzieje się w „Światłach września” – i chociaż czytelnicy Zafóna zdążyli się już za sprawą pierwszych dwóch „młodzieżowych” tomów do tych zabiegów przyzwyczaić, nadal będą czerpać przyjemność z lektury. Matka z dwojgiem dzieci przybywa do nadmorskiej mieściny i otrzymuje pracę u fabrykanta zabawek, samotnego mężczyzny, któremu najwyraźniej wpadła w oko. Tyle że u fabrykanta zabawek dzieją się dziwne rzeczy: przerażające lalki i kukły czasem znienacka poruszają się (niby za sprawą zepsutych mechanizmów), w pobliżu znajduje się las – znakomita nocna kryjówka dla ewentualnych agresorów z zaświatów, a nad wszystkim krąży pamięć o zamkniętej w domu i nieuleczalnie chorej – dlatego nigdy niewidzianej – żonie fabrykanta zabawek. Zafón robi wszystko, by teren wyglądał jak najbardziej upiornie i straszył mimo swojej pozornej (podsycanej motywem zabawek) niewinności. Jest tu oczywiście również wątek miłosny, córka pani Sauvelle zakochuje się w młodym rybaku: miłość będzie tu katalizatorem wielu decyzji i zachowań, a przy okazji też magnesem dla czytelników, bo przedstawiona została tak, że przyciąga uwagę i rozbudza ciekawość – nie tylko u nastolatków.

Zafón zamieszcza w „Światłach września” wszystko, czego trzeba emocjonującej lekturze rozrywkowej o posmaku powieści grozy – ale dodaje do tego jeszcze historyczną otoczkę: obraz drugiej wojny światowej, który niemal zupełnie unieważnia przerażające wydarzenia z młodości bohaterów. Aktor w prowadzeniu opowieści zachowuje się trochę jak reżyser filmowy – doskonale wie, jakie sceny zrobią na odbiorcach największe wrażenie – i radzi sobie z ich prezentowaniem niemalże bez wysiłku. Czy obchodzi go rodzące się właśnie między młodymi uczucie, czy lęk bohaterów o najbliższych, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie, czy walka między ludźmi i demonami – zawsze jest sugestywny i pomysłowy.
Młodzieżowe książki Zafóna czyta się dobrze (mimo pewnej naiwności płynącej z umieszczenia akcji przed wojną i szablonowych czasem rozwiązań). To wciąż żywe i mięsiste fabuły, opisane barwnym i trafnym językiem.


2 komentarze:

  1. Lubię Zafona, więc pewnie kiedyś sięgnę, ale pewnie nie w najbliższej przyszłości. Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Zafona :) Dzisiaj skończyłam właśnie czytać "Światła września" i jestem pod wrażeniem. Nie jest to najlepsza z jego książek, ale jak zawsze spijałam słowa ze stron i świetnie się bawiłam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń