Zysk i S-ka, Poznań 2011
Rytm życia
W „Sadzie” Agnieszki Marciniuk czas się zatrzymuje, w dodatku na ponad czterysta stron. Przez długie rozdziały nie dzieje się właściwie nic, aż do chwili, w której czytelnik niepostrzeżenie daje się uwieść sennej opowieści – i znajduje w niej nieoczekiwanie spokój i ukojenie, tak odległe od codziennego pośpiechu. I wtedy zwykłe rozmowy członków rodziny i pracowników, którzy zrywają wiśnie w sadzie, zaczynają cieszyć i relaksować. A intryga? To można znaleźć gdzie indziej. Powieść Agnieszki Marciniuk jest specyficzna, trochę naiwna, miejscami przegadana. Wydaje się, że stanowi zapis rzeczywistych sytuacji pozbawionych literackiego opracowania: autorka opisuje sytuacje na wsi dzień po dniu, przytacza kolejne rozmowy i spojrzenia, dylematy i sympatie, nie zdradzając niczym finał€, który wprowadzi leciutkie ożywienie do idyllicznego miniświata.
Do Reginy i Mateusza przyjeżdżają na wakacje wnuczki – dorosłe kobiety, którym życie różnie się ułożyło. Wszystkie pomagają w sadzie i komentują zachowanie najbardziej kapryśnej z bohaterek, malarki Flory. Za wnuczkami przybywają mężczyźni. Powoli zaczynają się rysować skomplikowane relacje między przybyszami, nie każdy może dostać to, czego chce. Stary sad jest świadkiem wielu pięknych chwil, ale też i licznych rozterek. Nad wszystkim Regina czuwa dyskretnie i bez chęci wpływania na decyzje bliskich. Aż dziwne, że nie reaguje despotycznie – jest w końcu traktowana niemal jak bogini, postać, dzięki której rodzina może przezwyciężać kolejne trudności. Regina jest jednak zajęta przygotowywaniem jubileuszu. Na siedemdziesiąte urodziny zaplanowała sobie bowiem uroczyste przyjęci. I tak upływają kolejne dni: młodzi grawitują ku sobie, pracują w sadzie i rozmawiają, Regina przygląda się wszystkiemu z dystansu. Bardzo długo nic się nie zmienia, ale kiedy już drgnie, zniknie wrażenie sielanki.
Marciniuk pisała swoją książkę trochę wpatrzona w Elizę Orzeszkową, gloryfikując cykl przyrody, wyznaczany przez naturę rytm życia. Z dala od codziennego zabiegania, kłopotów z pracą czy studiami, bohaterowie mogą zażywać dawno niespotykanej wolności, bo nawet harówka przy wiśniach staje się dla nich miłym wytchnieniem. Liczą się tylko podstawowe potrzeby i ich zaspokajanie, a jedynym nałogiem przeniesionym z wielkiego świata okazuje się palenie papierosów. Autorka koncentruje się na związkach postaci i na sekrecie z przeszłości – bo każdy rozdział prowadzony konsekwentnie od świtu do nocy, kończy migawką z czasów młodości Reginy i Mateusza (dla niepoznaki przemianowanych na Ginę i Matiego): tu jedynie wprowadza element niepokoju, a nawet burzliwe wydarzenia. Ale i w tej kwestii jest autorka konsekwentna: cały czas spowalnia akcję.
W „Sadzie” jedynym – przez długie partie tomu – elementem, który ma zachęcić odbiorców do lektury, jest obraz uczuć bohaterek. Jednak monotonny rytm powieści w końcu zaczyna urzekać i mimo wszystko kusić – bo w końcu Agnieszka Marciniuk nie obiecuje książki dynamicznej i pełnej akcji, a swoim pomysłem wypełnia lukę w literaturze rozrywkowej. Po rezygnacji z oczekiwania na żywą fabułę „Sad” zaczyna się podobać – jako źródło świętego prawie spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz