piątek, 16 września 2011

Dorota Suwalska: Ratunku, marzenia!

Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.

Historia na żywo

Kiedy dorośli próbują zrealizować swoje marzenia, niespecjalnie liczą się ze zdaniem pociech. Dzieci mają mocno ograniczone możliwości decydowania o własnym losie, ale też dzięki temu zyskują szansę przeżycia niespodziewanych a ekscytujących przygód. Cały problem współczesnych pisarzy polega na tym, by jak najbardziej przekonująco połączyć realizm z sensacyjnością i zaproponować alternatywę dla świata gier komputerowych. Dorocie Suwalskiej udało się zestawienie klasycznych motywów i znanej odbiorcom rzeczywistości w tomie „Ratunku, marzenia!”.

Mirek, mały bohater-narrator prowadzi dziennik i opisuje w nim swoje przeżycia – a także najbliższe otoczenie. Z perspektywy rozsądnego dziecka ocenia nastoletni bunt starszej siostry, Julii, która z upodobaniem kwestionuje wszystkie decyzje rodziców. Kilka uwag poświęca młodszej siostrze, Helence, ale najbardziej interesują go poczynania rodziców, którzy poszukują wymarzonego domu na wsi. Wprawdzie już mieszkają w podwarszawskiej Sosnówce, ale nie przeszkadza im to w sprawdzaniu kolejnych zapomnianych budynków. Wreszcie trafiają do domu w Książkach. Ale takim rozwojem akcji autorka nie zaintryguje na długo małych odbiorców. Wprowadza zatem motyw skarbu, zarażając czytelników zainteresowaniem dla historii, ale kieruje uwagę też na potrzeby najmłodszych członków rodziny, co powinno się dzieciom spodobać. Opowieść, która zaczyna się raczej statycznie – z punktu widzenia kilkulatka przyzwyczajonego do fantastycznych bajek – w końcu rozwija się w nieprzewidywalną i ciekawą relację, istotną na kilku płaszczyznach.

Każdy w tej książce ma swoje marzenia (chociaż Mirek musi je sobie dopiero uświadomić). Najsilniej – poza dorosłymi – forsują swoje pomysły dziewczyny. Julia chce zajmować się filmem, uważnie studiuje tom „Jak napisać scenariusz filmowy” i dla wytrenowania spojrzenia fotografuje interesujące ją motywy. Każdy rozdział rozpoczyna się cytatem z analizowanego poradnika i malutkim komentarzem bohaterki, na szczęście Suwalska nie pozwala się prowadzić temu wątkowi i chociaż wylicza niezbędne elementy udanej fabuły wstępami nie zdradza akcji. Inna rzecz, że czasem różnice między notatkami i pomysłami w rozdziałach uwypuklają kontrast między teorią i praktyką.

Dorota Suwalska hołduje zasadom, wedle których dla dzieci trzeba pisać trudniej niż by się wydawało, nieco powyżej ich możliwości odbioru, bo tylko w ten sposób maluchy zyskują szansę na rozwój. Utrudnienia przejawiają się przede wszystkim w narracji – nie ma tu beztroski i naiwności, dziecko, które prowadzi opowieść to myśliciel raczej, zamknięty w sobie, co owocuje rozbudowanymi monologami wewnętrznymi i sporą ilością odwołań do dorosłych komentarzy. Mirek czasami tłumaczy sens powiedzeń dorosłych i frazeologizmów, co pozwala młodym odbiorcom zorientować się lepiej w niezrozumiałych sformułowaniach. Z kolei przez fascynację bohaterów dawnymi dziejami prześwieca odrobina dydaktyzmu. Widać, że autorka próbuje przemycić trochę informacji o Warmii. Raz wrzuca kilka typowych encyklopedycznych danych, ale o wiele lepiej wypada historia na żywo, możliwość spotkania z ludźmi, którzy byli świadkami dawnych wydarzeń i mogą uzupełnić wiedzę dzieci. Tu Suwalska rzeczywiście ma szansę przyciągnąć odbiorców do wspólnego z bohaterami przeżywania przeszłości.

Chociaż pojawia się w serii „Dla fanów Mikołajka”, to nie humor (ani możliwość trafienia także do dorosłych odbiorców) jest nadrzędną zasadą organizującą narrację. Autorka skupia się za to na wykreowaniu wiarygodnej rzeczywistości, w której znajdzie się miejsce i dla sympatycznych bohaterów i – na przygodę. Stopniowo oswaja czytelników ze stworzonym światem i łagodnie wprowadza ich w historię.


1 komentarz:

  1. Warto zwrócić uwagę na to, że ta książka naprawdę może nasze dziecko wiele nauczyć. A i śmiechu przy lekturze jest co niemiara. Dziękuję za cudną recenzję :).

    OdpowiedzUsuń