sobota, 3 września 2011

Amélie Nothomb: Pewna forma życia

Muza SA, Warszawa 2011.

Ciało słowem

Dobra i umiejętnie przedstawiona intryga książkę Amélie Nothomb każe przesuwać od literatury pięknej do rozrywkowej. Dostarczy bowiem czytelnikom i wrażeń estetycznych, i radości z odkrywania niespodziewanie zaistniałej tajemnicy. Bo wydawałoby się, że miejsca na sensację autorka nie pozostawi, skoro wprowadza odbiorców od początku w sedno prywatnych relacji między bohaterką-pisarką-Nothomb a Melvinem Mapple’em, amerykańskim żołnierzem, który zdecydował się na korespondowanie ze swoją idolką. Taki jest punkt wyjścia „Pewnej formy życia”, szybkiej lecz wstrząsającej powieści. Nothomb odpisuje czytelnikowi w chłodny i wyważony acz uprzejmy sposób. Mapple nie poddaje się i sprowadza rozmowę na bardzo osobiste tory. Odbiorcy wtrąceni w historię, jaka wyłania się z listów, nie mogą nawet podejrzewać drugiego dna. Bo i pierwsze dostarcza już sporo emocji. Mapple zaciągnął się do armii z biedy. Teraz przebywa na misji w Iraku i wie, że wróci stamtąd (jeśli w ogóle) jako jeden z ostatnich. Czuje się jak mięso armatnie, waży już dwieście kilogramów i tyje dalej. Z jedzenia uczynił sobie – jak część jego kolegów – lekarstwo na stres. Uzależnił się od obżarstwa, nie umie i nie chce pohamować nałogu. Przez swoją tuszę czuje się wykluczony ze środowiska. A jednocześnie akceptuje ją, nadaje jej imię i udaje, że spędza noce z kochanką, Szeherezadą, przyrośniętą trwale do jego ciała. Nothomb początkowo obawia się, że czytelnik będzie szukał u niej pomocy, jaką powinien otrzymać od psychologa, ale szybko angażuje się w prezentowaną jej, niebanalną opowieść.

Autorka jest w tej książce jednocześnie żonglerem słowami. Potrafi zmieniać odcienie emocjonalne poszczególnych wypowiedzi i równie dobrze konstruuje przestrzeń międzyludzką z tego, co wypowiedziane nie zostało. Całość opiera się przecież na krótkich listach, w których miejsce zabierają jeszcze komunikaty grzecznościowe i zapewnienia o funkcji fatycznej. Bohaterowie nie odrzucają konwencji, uprawiają sztukę epistolarną ze wszystkimi jej możliwościami ale i ograniczeniami, w „Pewnej formie życia” listy brzmią jak prawdziwa korespondencja, a nie jak wytwory wymyślonej na potrzeby powieści formy. Oprawę dla korespondencji stanowią krótkie i niespokojne zwierzenia Nothomb – potrzebne, by w odpowiednim momencie przejąć ciężar narracji.

Historię przesycają także uwagi ogólniejsze niż wskazywałaby na to fabuła. Autorka kładzie spory nacisk na psychologiczny portret oryginalnej postaci i pozwala jej na poetyckie niemal oceny własnego stanu. Refleksje na temat otyłości przeradzają się niekiedy w uniwersalne opinie o uzależnieniu, co w końcu przechodzi w sztukę. Obrazowe metafory mogą szokować, ale również zachwycać, bo w „Pewnej formie życia” brzydota i kalectwo stają się na swój sposób piękne, mimo że nie przestają odpychać.
Niewielka jest ta powieść, ale pozwala zastanowić się nad ludzkimi ograniczeniami i słabościami, nad strachem, zaufaniem i kłamstwem. Autorka wybrała tematy trudne, wyszukując dla nich nową, atrakcyjną dla czytelników oprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz