Muza SA, Warszawa 2011 (wyd. II).
Dorosłe dziecko
Smutne opowieści ze świata dzieci zawsze wzruszają, wystarczy mieć dobry pomysł na bohatera, który wzbudzi sympatię odbiorców – a potem pozbawić go jedynego źródła szczęścia. „Moje drzewko pomarańczowe” to historia, w której przesłanie liczy się bardziej niż narracja, a emocje zawarte w fabule przysłaniają sposób opisu. José Mauro de Vasconcelos chce od początku walczyć o wrażliwych czytelników kreacją Zezé, bystrego i mądrego pięciolatka.
Zezé wychowuje się w biednej rodzinie i wszyscy wyładowują na nim swoje frustracje. Nikt poza jedną z sióstr, Glórią, nie dostrzega w chłopcu żadnej z jego zalet: Zezé w oczach najbliższych jest tylko utrapieniem, bez przerwy realizuje głupie pomysły i cały czas za nie obrywa. Jednocześnie ludziom spoza rodziny jawi się jako chłopak niezwykle inteligentny, wrażliwy i uzdolniony. Właściwie nikt przez całą opowieść nie dostrzega w Zezé dziecka i być może stąd biorą się wszystkie kłopoty.
Dla młodszego braciszka Zezé jest pomysłodawcą pięknych wyobrażeniowych światów: proponuje mu zabawy, przy których brak pieniędzy przestaje doskwierać. Tym, co ma, dzieli się z innymi, biedniejszymi. W razie potrzeby zarabia jako pucybut. I przez cały czas cierpi z powodu odrzucenia, bo nikt nie chce choćby spróbować zrozumieć Zezé. Bohater ma swoje marzenia i plany, zaskakuje przenikliwymi pytaniami i głębokim zrozumieniem dorosłych problemów. Swoje talenty może w pełni ujawnić dopiero wtedy, gdy na swojej drodze spotka Poortugala, człowieka, który stanie się jego przyjacielem. Dopiero wówczas Zezé zaczyna rozumieć, co znaczy bardzo kogoś pokochać. W końcu do tej pory jedynym towarzyszem jego zabaw i jedynym powiernikiem było małe drzewko pomarańczowe.
W opowieści mocno zakorzenionej w wyobraźni ścierają się dwie płaszczyzny: realna, w której Zezé jest tylko utrapieniem, niechcianym łobuzem, zasługującym na potępienie i kolejne lania, oraz fantastyczna, pozwalająca odkryć wrażliwość i dorosłe prawie rozumowanie kilkulatka. Tu drzewko pomarańczowe zyskuje głos i możliwość dyskutowania z opiekunem. Z tym dychotomicznym podziałem pokrywa się polaryzacja uczuć: autor prezentuje nienawiść i miłość, w zasadzie nie ma tu pośrednich odcieni emocji (te przejmuje ewentualna i stosunkowo rzadko spotykana litość). Agresja wymierzona w bohatera przekształca się powoli w zamiary autodestrukcyjne. Miłość zradza się nie wiadomo gdzie, lecz nie ma mocy, by życie Zezé na zawsze zamienić w sielankę.
José Mauro de Vasconcelos operuje dialogami pozbawionymi narratorskiego komentarza, a w pierwszoosobowej narracji imituje sposób mówienia dziecka: wybiera proste zdania i opatruje je sporym ładunkiem emocjonalnym, korzysta z umiejętności abstrakcyjnego myślenia i charakterystycznej dziecięcej logiki, by odmalować świat przenikliwie i przejmująco zarazem. Zezé staje się oskarżycielem samego siebie i własnym obrońcą, przytacza opinie innych jakby były to jego osobiste przemyślenia. Jest bajkowym dorosłym, który chwilowo pozostaje uwięziony w ciele dziecka i przez to nie może się odnaleźć, ale musi przedwcześnie dojrzeć. Autor stworzył książkę w konwencji lekko baśniowej, swoim utworem może dotrzeć zarówno do dzieci, jak i do dorosłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz