sobota, 4 czerwca 2011

Sanna Töringe, Kristina Digman: O duchu, który się bał

Zakamarki, Poznań 2010.

Strach

Tak do końca nie przekonuje mnie Bettelheim, kiedy twierdzi, że dziecko potrzebuje książek, w których pojawiają się elementy budzące grozę. Nie cierpiałam takich motywów jako kilkulatka, unikam ich i dzisiaj – i jestem pewna, że od tomu „O duchu, który się bał” odstraszyłaby mnie już sama okładka: czarne nietoperze z posępnymi minami, drzewo, którego konary zakończone są dłońmi, ociekające krwią litery, a na pierwszym planie biała zjawa w szarej sukience. Z głową pod pachą. Z bladą, wykrzywioną w strachu twarzą i podkrążonymi oczami. I dwa wampiry, patrzące na przerażonego upiora zza drzewa. Dziękuję za takie rozrywki, mam za słabe nerwy.

Straszna historia jest jednak bardzo dowcipna i ładnie gra konwencjami – chociaż nie sądzę, że kilkulatki je wyłapią (obrazkowe książeczki Zakamarków przeznaczone są dla dzieci w wieku 0-3 lat, ta raczej nadaje się dla przedszkolaków, a i to nie dla wszystkich). Wszystko jak w dobrym horrorze (lub strasznej opowieści o duchach, przedstawianej przy ognisku): jest noc, ciemność, samotny stary dom w głębi lasu i mrożący krew w żyłach krzyk. To mała bohaterka, Kruszynka, protestuje przeciwko myciu zębów. Ustępuje dopiero pod warunkiem opowiedzenia jej strasznej historii. Mama zgadza się i przedstawia szkatułkową, przerażającą opowieść o tym, jak to duch spod łóżka idzie na strych, a tam tata wampir opowiada synkowi na dobranoc bajkę o kościotrupie w garderobie. Synek boi się, więc idzie z tatą sprawdzić, czy w garderobie nie zagnieździł się jakiś szkielet. Niestety się zagnieździł. Kościotrup boi się za to potwora z piwnicy, a potwór boi się myszek. Wszyscy uciekają przed sobą w popłochu, a Kruszynka oczywiście nie może zasnąć – mama zabiera ją więc na obchód domu, by dziecko sprawdziło, że nie ma w nim żadnych zjaw. Nie ma. Kruszynka może się uspokoić. Czytelnicy nie, bo zaraz dowiedzą się, że wszystkie zjawy uciekły do zamku i tam będą mieszkać.

Owszem, Sanna Töringe i Kristina Digman wykorzystały motyw ważny w rozwoju dziecka, ale wydaje mi się, że trochę przesadziły i tom „O duchu, który się bał” naprawdę przerazi wielu małych odbiorców, którzy przecież nie będą w stanie wyłapać ironii ani zabaw wątkami. Spiętrzenie wizji lękających się potworów może przynieść odwrotny do zamierzonego skutek i zamiast rozbawić dziecko – przyprawi je o koszmary. Pamiętać trzeba, że stwory na ilustracjach także nie wyglądają zbyt sympatycznie, a fakt, że duchowi stale odpada głowa, niekoniecznie musi być przyjęty przez dzieci z radością. Różne reakcje może ta książka wywołać, ale na pewno będzie silnie działać na emocje dzieci – obawiam się, że zbyt silnie i zamiast rozproszyć ich płynące z wyobraźni lęki, sprawi, że maluchy jeszcze bardziej uwierzą w wyimaginowany świat potworów. Jasne, że przy dzisiejszym nasyceniu kreskówek przemocą bohaterowie z tego tomu mogą wydawać się sympatyczni i bardzo ludzcy (w końcu każdy z nich czegoś się boi i żaden nie robi innym krzywdy), ale to nie wystarczy chyba do oswojenia z nimi dziecka. Tę książkę lepiej dawkować ostrożnie – i nie zostawiać malucha samego z własną fantazją po zakończeniu lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz