Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.
Klątwa elfa
Czasami tematy do intrygujących powieści pojawiają się nagle, innym razem kryją się w ludowych piosenkach czy przekazach i tylko czekają na to, by ktoś przekuł je na tworzywo literackie. Nancy Werlin zainspirowała się staroangielską balladą, którą umiejętnie połączyła z modą na obecność w literaturze czwartej magii i demonów. Powstała z tej mieszanki historia ciekawa, choć momentami do bólu idealizowana, tajemnicza i niebanalna.
W rodzinie Lucy wszystkie kobiety rodzą córki, gdy osiągną siedemnasty rok życia, a następnie… tracą zmysły. Klątwa trwa: przerwać ją może tylko wykonanie trzech arcytrudnych zadań z pewnej piosenki. Lucy dowiaduje się o tym, kiedy w wyniku gwałtu zachodzi w ciążę. W odróżnieniu jednak od swoich przodkiń, ma wsparcie w rodzinie. Soledad, kobieta, która kiedyś opiekowała się ciężarną matką Lucy, Mirandą, i jej mąż są wyrozumiałymi przybranymi rodzicami. Lucy może też liczyć na Zacha, przyjaciela z dzieciństwa. Zach odkrywa, że jest w dziewczynie zakochany, pragnie z nią być i zapewnić szczęśliwe życie wybrance serca oraz jej spłodzonemu przez demona dziecku. Tyle że do porodu dziewczyna musi znaleźć rozwiązania zadań i spełnić warunki utrwalone w balladzie. Czasu jest coraz mniej, a Elfi Książę – okrutny demon, którego względami wzgardziła niegdyś jedna z kobiet rodu – odwiedza Lucy coraz częściej.
Nancy Werlin skorzystała z demiurgicznych praw autora i podporządkowała sobie cały powieściowy świat, lekko go przy tym przesładzając. Rzecz w tym, by podstawowego wątku – motywu klątwy – nie zakłócały już inne przeciwności losu. W związku z tym Lucy o możliwości usunięcia ciąży dowiaduje się od przybranej matki (dzięki czemu wie, że każda jej decyzja zostanie zaakceptowana), w rozwikłanie zagadek angażuje się cała rodzina, tak, że dziewczyna nie musi sobie tym zawracać głowy, Zach nie ma wątpliwości, że chce z Lucy spędzić resztę życia (a jego rodzice, z początku przeciwni, szybko i bez problemów przekonują się do tego związku). Małżeństwo siedemnastolatki i dwudziestolatka jest sielankowe, jakby współczesne nastolatki tylko marzyły o założeniu rodziny. Nancy Werlin zadbała po prostu, by nikt i nic nie przeszkadzało jej w realizacji fabularnego planu, w związku z czym, zanim nadejdzie baśniowe „i żyli długo i szczęśliwie”, bohaterowie już rozpoczną egzystencję zgodną z tymi wyznacznikami.
Ładnie natomiast połączyła autorka motywy z przeszłości i teraźniejszości: zadania dla Lucy, rodem z baśni, wprowadzają odrobinę anachronizmu, przyjemną w lekturze. W książce „Niemożliwe” nie ma rzeczy niemożliwych – bez względu na to, czy chodzi o zapewnienie sobie idyllicznej przyszłości, czy odkrywanie mrocznej przeszłości. Werlin niezbyt szybko odsłania rozwiązania zagadek, a przecież cały czas wyjaśnienie tych najważniejszych będzie czekać na finał. Autorce udało się zestawienie dwóch płaszczyzn, tej odtwarzanej z dawnych lat i tej, na którą owa pierwsza sfera rzutuje. Konsekwencją tego przeplatania się światów jest stała obecność czynników nadprzyrodzonych w otoczeniu Lucy i Zacha: w razie gdyby coś poszło nie po ich myśli, zawsze sięgnąć mogą do magii, chociaż czasami – w ograniczonym zakresie.
Jest w tym tomie sporo zagadnień, które jeszcze niedawno stanowiły tabu w literaturze dla młodzieży: temat gwałtu, aborcji, ciąży i porodu u nastolatki – ale Werlin radzi sobie z nimi, prowadząc narrację subtelnie i osnuwając część wątków na niedomówieniach, czytelnych dla odbiorczyń. To powieść o dążeniu do szczęścia, które jednak nie dla wszystkich młodych dziewczyn ma taki sam wymiar.
Książka chyba nie dla mnie jakby naciągana mimo swojego gatunku i do tego jak napisałaś sporo trudnych zagadnień.
OdpowiedzUsuńA mnie się właśnie podoba to przełamywanie "tabu".
OdpowiedzUsuń