czwartek, 12 maja 2011

Gail Carriger: Bezduszna

Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Stara panna i wilkołak

Kiedy paranormal romance szturmem zdobywa rynek literatury czwartej, można się spodziewać, że wypączkuje i do „dorosłej” części obyczajówek. Do Gail Carriger temat właściwie przyszedł sam – autorka podbarwiła go tylko kilkoma ciekawymi zabiegami, wśród których parodia wybija się na pierwszy plan. Ci czytelnicy, którzy otrząsają się z obrzydzenia lub ziewają na myśl o istotach z innego świata, nie powinni uprzedzać się do „Bezdusznej”. Mimo że książkę znajdzie się na półce z literaturą rozrywkową, Carriger dostarcza kawałek ładnej prozy (w dodatku ładnie przetłumaczonej przez Magdalenę Moltzan-Małkowską): jej powieść od początku czyta się z uśmiechem.

„Bezduszną” jest panna Alexia Tarabotti. Trzeba dopowiedzieć: stara panna, bo Gail Carriger przenosi historię wiele lat wstecz. Alexia należy do świata istot nadprzyrodzonych: nie ma duszy – ta przypadłość neutralizuje niepożądane cechy innych przedstawicieli tego świata. Oprócz duszy Alexii brakuje też męża – ale jej szanse na zamążpójście maleją z uwagi na śniadą cerę (po ojcu Włochu) i temperament. Bohaterka godzi się ze swym stanem, ale podczas jednego balu wydarza się rzecz, która na zawsze odmieni jej losy. Oto bowiem nieuświadomiony zapewne i nieokrzesany wampir rzuca się na kobietę. Ta przypadkowo zabija intruza parasolką. Rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi przystojny wilkołak, lord Maccon. Alexia, która mimo staropanieństwa wiedzę o męskiej anatomii czerpała z książek ojca, będzie miała okazję, by sprawdzić prawdziwość rycin. Ale zanim do tego dojdzie, wydarzy się jeszcze dużo…

Gail Carriger bez kompleksów zestawiła dwa światy, z których każdy rządzi się swoimi prawami. Z jednej strony konwenanse, krępujące ludzi (zwłaszcza tych podobnych charakterem Alexii, wybuchowych i niepokornych), z drugiej – kodeksy i przepisy regulujące życie nadprzyrodzonych. Taka mieszanka musi zaowocować eksplozją. Zwłaszcza że Alexia, jako osoba bezduszna, staje się obiektem pożądania badaczy: ci mają nadzieję na odkrycie istoty bezduszności. Z jednego niebezpieczeństwa niesforna bohaterka szybko może wpaść w następne. Trudno zresztą spodziewać się czegoś innego przy zderzeniu dwóch rzeczywistości.

Gdyby usunąć z tej książki wampiry, wilkołaki i sceny walk, otrzymalibyśmy prostą obyczajową historyjkę o zbuntowanej lekko pannie z dobrego domu. Gdyby wyrzucić XIX-wieczne obyczaje – powstałby zapewne kolejny nudny tom o modnych istotach. Zestawienie dwóch odrębnych tematów daje natomiast wartką i ciekawą prześmiewczą historię, od której trudno się oderwać. Carriger buduje humorystyczne scenki bądź zapożycza obrazki z powieści kryminalnych, partie obyczajowe przetyka fragmentami rodem z filmów akcji – a wszystko to rozgrywa się w błyskawicznym tempie na tle konserwatywnej Anglii. Smaczku opowieści dodają pikantne, lecz nieprzekraczające granicy dobrego smaku, sceny z rodzącego się między panną Tarabotti a lordem Macconem pożądania – ale i tu Carriger nie popada w wulgarność, popisuje się za to zmysłem humoru i pomysłowością. Panna Tarabotti nie pasuje do czasów, w których przyszło jej żyć, ale częściowo przejęła jego system wartości. Przebywanie na granicy anachronizmu i współczesności sprawia, że ta bohaterka rysuje się niezwykle interesująco. A wampiry? Poza pierwszym nieszczęśnikiem zajmują się raczej miłosnym skubaniem w szyję (no i herbatę zamiast z kroplą mleka, piją z kroplą krwi). Naprawdę stanowią tylko tło dla przygód Alexii. Ta książka skrzy się dowcipem w dobrym gatunku, cieszy stylistyczną ekwilibrystyką i wyrazistymi kreacjami bohaterów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz