Galaktyka, Łódź 2011.
Na słońcu
Ci, którzy profesjonalnie zajmują się fotografią, są zwolennikami albo rozbudowanych i komplikowanych schematów oświetleniowych (stosowanych nie tylko w warunkach studyjnych), albo oświetlenia minimalistycznego, to jest maksymalnego ograniczania źródeł światła do oszczędnie stosowanych lamp błyskowych. Don Marr proponuje w tomie „Światło zastane w praktyce” trzecią, ekstremalną opcję – niemal całkowitą rezygnację ze sztucznych i specjalnie przygotowanych lamp. Według niego do robienia poprawnych (a często i bardzo interesujących) portretów czy fotografii przedmiotów idealnie sprawdzić się może naturalne światło dzienne – bez względu na stopień zachmurzenia. Cała trudność polega na umiejętnym wykorzystaniu zastanych poza studiem, w plenerze, warunków. Tego właśnie Don Marr w swojej publikacji uczy.
Zajmuje się autor obalaniem zdjęciowych mitów: każdy, kto kiedykolwiek interesował się fotografią, pamięta zapewne przestrogi o tym, że nie powinno się robić zdjęć przy pełnym nasłonecznieniu, czy – że należy unikać miejsc, w których słońce tworzy niejednolite plamy światła (na przykład gdy przesącza się przez korony drzew). Don Marr udowadnia, że takie warunki mogą stać się sprzymierzeńcem fotografa, wystarczy tylko trochę wprawy i dobre oko. Z jego pouczeń skorzystają i zawodowi fotografowie, kiedy nie będą mieli czasu na rozstawienie reflektorów – i amatorzy, którzy zwyczajnie nie mają wystarczającej ilości sprzętu do precyzyjnego malowania światłem. Autor podkreśla, że jego rozwiązania nie wymagają dużych nakładów finansowych – jedyne wydatki, jakie czekają jego uczniów, to koszty styropianowych „blend” oraz kawałka czarnego aksamitu pochłaniającego światło.
Don Marr wykazuje się niezwykłą kreatywnością w odnajdowaniu planów zdjęciowych w najbliższej przestrzeni. Raz ustawi swojego modela przy samym murze, który spełni rolę blendy, raz pod przejazdem na autostradzie. Wykorzystuje świetliki w dachach centrów handlowych i błyszczące blaty stolików w kawiarni. W wyjątkowych przypadkach tworzy plenerowe studio z kawałków styropianu. Bez reflektorów i lamp, bez wymyślnych schematów oświetlenia, bez możliwości przestawiania słońca da się zdziałać bardzo wiele, co Don Marr udowadnia. Ograniczenie źródeł światła nie oznacza przecież ograniczenia stylów portretów czy ciekawych efektów.
W publikacji tej autora interesują przede wszystkim klasyczne portrety, stosunkowo niewiele w niej efektownych zabaw ze światłem, dziwnego, gry cieni czy nieregularnego oświetlenia na twarzach modeli. Nic w tym dziwnego, skoro założeniem autora było przekonanie czytelników do wybierania światła zastanego jako alternatywy wobec sztucznego oświetlenia, nie unaocznianie możliwości kreatywnego fotografowania.
Don Marr pokazuje, jak obłaskawić słońce. Prawdopodobnie nie przekona do siebie tych, którzy lubią bawić się reflektorami i lampami – ale też przyczyni się do lepszego zrozumienia natury światła słonecznego, pokaże, jak znajdować tunele światła i naturalne zastawki. Reszta będzie już zależeć od odbiorców i ich gotowości do wypróbowywania nowych metod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz