wtorek, 12 kwietnia 2011

Jakub Żulczyk: Zmorojewo

Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.


Głód

Piętnastoletni Tytus Grójecki to chłopak-nieudacznik. Nie radzi sobie ze zwykłymi domowymi czynnościami, nie ma dziewczyny, interesują go tylko komputery i horrory. Na tego nastolatka nikt nie zwróciłby uwagi – pozbawiony charyzmy, nieatrakcyjny i nudny, ma problemy z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie. Nawet najbliższe wakacje zapowiadają się nieciekawie: Tytus ma trafić na Warmię, do dziadków, którzy od rana do wieczora zamęczać go będą pracami przy gospodarstwie. Na szczęście tuż przed wyjazdem wpada na trop intrygującego zniknięcia poszukiwaczy miast-widm. Zaginieni wybierali się w okolice Głuszyc, w których mieszkają dziadkowie Tytusa.

Wakacje nabierają barw także dzięki Ance, buntowniczo nastawionej córce sąsiadów dziadka. Tytus jest zafascynowany pewną siebie, wulgarną nastolatką, która pali papierosy i robi wszystko, by wyprowadzić z równowagi rodziców. Anka, przyzwyczajona do rozkochiwania w sobie nieudaczników i porzucania ich, uczy Tytusa, jak się całować.

Jakub Żulczyk rozwuja w „Zmorojewie” dwa wątki – pierwszy związany jest z ukrytym w pobliżu Głuszyc miastem, zaludnianym przez stwory z legend i wierzeń, podporządkowanym Złu. To stamtąd na świat wyruszają wysłannicy ciemności: napotkanych na swej drodze ludzi zmuszają, by ci sami się pożerali. Ktoś musi powstrzymać panoszące się stwory – i nietrudno zgadnąć, że tym kimś będzie Tytus, któremu sił doda myśl o Ance. Ów pierwszy wątek zajmuje większą część książki. Drugi motyw, związany z realnym światem, pokazuje zwyczajne problemy nastolatków, prezentowane bez cenzury. Żulczyk doskonale wie, że ugrzecznionym językiem nie odzwierciedli sposobu komunikowania się ludzi, wprowadza zatem co jakiś czas do dialogów przekleństwa, buduje obrazy niepokornych bohaterów, którym łamanie zakazów i nakazów starszych imponuje. Trochę tu – w obrębie drugiego wątku – czystej, międzyludzkiej nienawiści, trochę zauroczenia, które autor stara się zamaskować. Chociaż w prezentowaniu realiów Żulczyk jest niemal perfekcjonistą, większość sił poświęca na precyzyjne konstruowanie fantastyki. Wszelkie intrygi, które swoje źródło mają w paranormalnej przestrzeni, służą dynamizowaniu wymyślonych – a nie odwzorowywanych – zjawisk. W „Zmorojewie” znajdzie się miejsce na krew i śmierć, na brutalne walki i strach: to w końcu horror z posmakiem fantastyki.

Ale jest w nim coś więcej: ironiczna gra z konwencjami. Jakub Żulczyk sięga po znane od wieków symbole, by nadać im nowe znaczenie. Zaprasza do swojej książki postacie obecne przecież w rozmaitych podaniach a nawet bajkach, rzuca aluzjami do popkulturowych produkcji i tworzy całą sieć powiązań z innymi dziełami. Co bardziej ambitnych czytelników bawić będzie zapewne odkrywanie miejsc, z których zapożyczone zostały poszczególne motywy. Ci mniej wyczuleni na intertekstualia zadowolą się dynamicznymi scenami bitew i mrożącymi krew w żyłach opisami wydarzeń.

Nigdy do końca nie wiadomo, w jaką stronę Żulczyk skieruje swoich bohaterów i jakie sekrety skrywa jeszcze w ich przeszłości. Kiedy zaczyna rozwiązywać zagadki, w ich miejsce niemal natychmiast wprowadza nowe tematy, zaprzątające wyobraźnię i uwagę odbiorców. W efekcie liczącą blisko 500 stron powieść czytelnicy pochłoną błyskawicznie – i w odróżnieniu od pewnych istot z zaświatów, nie będą już czuć głodu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz