czwartek, 3 marca 2011

Polly Williams: Bezradnik małżeński

Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Mąż nieznany

Historie o rozpadzie szczęśliwego dotąd małżeństwa, opowieści o kryzysach, których w związku nie udało się przezwyciężyć, obrazy wyzwolenia nieszczęśliwych dotąd mężatek – to tematy, które dominowały ostatnio przez pewien czas w literaturze rozrywkowej dla pań i które chyba powoli zaczynają się nawet najbardziej wytrwałym wielbicielkom gatunku przejadać, bez względu na wpisany w fabułę obowiązkowy happy end. I Polly Williams w swoim „Bezradniku małżeńskim” modyfikuje tę konwencję, proponując odbiorczyniom zabawną powieść obyczajową z baśniowym oczywiście finałem, lekką i ciekawą, dzięki odkrywczemu spojrzeniu na schematy.

Sadie Drew, bohaterka i narratorka „Bezradnika” zauważa, że coś psuje się w jej małżeństwie. Tom, dotąd kochający i czuły, staje się zapracowany i jakby obcy – jego nowi koledzy z pracy mają żony idealne: wiedzące, jak zachować się w każdej sytuacji, eleganckie i zadbane. Tymczasem Sadie stroni od makijażu, ma brudne paznokcie (pracuje jako florystka) i nie dba o modne ciuchy. Jakby tego było mało, niefortunne zbiegi okoliczności sprawiają, że zawala zwykle wszystko, na czym zależy Tomowi. Kompromituje się w oczach jego znajomych – i teściowej, która wykorzysta każdą sytuację, by dokuczyć kobiecie. Do tego dochodzi jeszcze piękna Anette, specjalistka od ratowania związków, która najwyraźniej uwodzi Toma… Sadie próbuje się zmienić i stać się żoną idealną – pomaga jej w tym wierna przyjaciółka i… poznana w parku staruszka. Przeszkadza – los.

Jest w tej książce energia, która dodaje otuchy i rozpogodzi czytelniczki. Chociaż Sadie raz za razem pakuje się w sytuacje (niektóre – mocno przerysowane, w stylu amerykańskich seriali komediowych) koszmarne i kończące się klęską, nigdy się nie załamuje, z podniesioną głową walczy dalej. Nie rozumie, co dzieje się z jej mężem (i prawie do samego końca nie będą tego rozumiały czytelniczki, zwodzone stereotypami w tego typu powieściach), ale cały czas próbuje uratować swoje małżeństwo. Nie poddaje się nawet w chwilach, w których jej literackie poprzedniczki rezygnowały. Entuzjazm bohaterki, choć czasem niezbyt prawdopodobny, udziela się odbiorczyniom. Ta książka dodaje siły. To już sporo.

Nie ma tu sentymentalnych i łzawych rozwiązań, zamiast nich pojawia się komizm w wielu odsłonach – przeważnie sytuacyjny. Akcja rozgrywa się, jak na obyczajowe czytadło, bardzo szybko i widać, że autorka, mimo sięgania po sprawdzone w literaturze kobiecej schematy, ma na nią pomysł. Sadie budzi sympatię. Nie jest idealna, ale w tej powieści brakuje idealnych bohaterek, każda ma swoje małe sekrety i tajemnice. Williams nakreśla tu kilka intrygujących żon – perfekcyjną Pam, Enid, która przymykała oko na homoseksualny romans męża, Tarę, szukającą wrażeń poza małżeństwem, czy Ruth, której mąż właśnie przestał być panią domu i usiłuje się odnaleźć w brutalnej rzeczywistości: charakterów i typów, choćby szkicowanych szybko, będzie w „Bezradniku” sporo, co sprawi, że lektura nie ma szans się ciągnąć. Bo chociaż jest „Bezradnik” zestawieniem kolejnych przykrości i niepowodzeń, jakie spotykają główną bohaterkę, to przecież nie przygnębią one i czytelniczek. Polly Williams proponuje książkę-pocieszajkę, zawierającą jednak głębsze przesłanie, nad którym warto się zatrzymać.

„Bezradnik małżeński” wyróżnia się na tle zwykłych czytadeł dla kobiet – wyróżnia się bardzo pozytywnie. Znajome koleiny nie prowadzą do oczywistych wniosków, a dystans, jaki bohaterka ma do siebie – praktycznie wyklucza smutek, przygnębienie czy melancholię. Przygody Sadie wciągają – więc będzie to lektura dobra na złapanie oddechu po ciężkim dniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz