poniedziałek, 20 grudnia 2010

Edward Stachura: Dzienniki. Zeszyty podróżne 1.

Iskry, Warszawa 2010.


Ocalić teraźniejszość

Dzienniki pisarzy i poetów to zjawisko ze wszech miar fascynujące. Regularnie prowadzone notatki, zapiski dla pamięci, często czynione na gorąco, na szybko, bez stylizacji i żmudnego opracowywania, więcej mogą powiedzieć o artyście niż jego dzieła „oficjalne”. Wyłuskiwanie z takiego kłębowiska myśli sformułowań aforystycznych, wartościowych czy przyciągających stanowi jedną z bardziej istotnych przyjemności lekturowych.

Wydawnictwo Iskry oddaje w nasze ręce pierwszy tym „Zeszytów podróżnych” – dzienników Edwarda Stachury (wybór z zapisków Steda zaplanowany został na dwa tomy). Notatki zamieszczone w tej książce obejmują lata 1956 – 1973,ale, co może być dla części odbiorców zaskakujące, nie ma w nich żadnych aluzji do bieżącej sytuacji politycznej (raz tylko Stachura z perspektywy czasu pisze o jednej znajomej, że ta po 1968 roku opuściła Polskę). Biorąc pod uwagę ilość istotnych wydarzeń – milczenie Stachury może dziwić. Ale bardzo szybko czytelnicy dadzą się wciągnąć w świat pełen piosenek i poetyckich rozważań, w świat drobiazgów literackich, notatek do powieści, zasłyszanych dialogów, celnych spostrzeżeń i nieistotnych zapisków, wspomagających pamięć. Sny, wydatki, sprawozdania pogodowe i prezentowanie samopoczucia, zdrowia czy kondycji fizycznej – to wszystko składa się na „Dzienniki”, od których aż do ostatniej strony trudno się oderwać.

„Dzienniki” składają się ze strzępków zapisków. Nad redaktorskimi perypetiami nie będę się tu rozwodzić, można poczytać o nich w posłowiu, tak samo zresztą jak nad autocytowaniem – zmianami lub powtarzaniem fragmentów w powieściach. Wprawdzie autor wyboru, Dariusz Pachocki, zaznacza, że wielu aluzji do utworów Steda nie sygnalizowano dla przyjemności płynącej z samodzielnych poszukiwań, sporo ich jednak trafiło do przypisów i do posłowia. Strzępki zapisków to przeważnie krótkie (często jednoakapitowe lub po prostu jednozdaniowe) komentarze, nasycone emocjami i wywołujące spore wrażenie na czytelnikach. Zdarza się, że Stachura zachwyca trafnością obserwacji lub sposobem ich przedstawienia – ale często też notuje rzeczy zupełnie nieważne i dla współczesnego odbiorcy błahe. Zamieszczenie ich w publikacji umożliwia jednak czytelnikom lepsze poznanie bohatera „Dzienników” i wprowadzenie w świat Steda. Bywa, że Stachura pisze po francusku lub hiszpańsku, kodując pewne partie diariusza (czytelnicy zostaną wówczas odesłani do tłumaczeń w przypisach).

Możliwość uczestniczenia w codzienności poety, szansa na poznanie warsztatu i genezy pomysłów – zalet „Dzienników” jest naprawdę wiele. Czasem bywa wzruszająco, czasem zabawnie. Stachura w zwyczajności dostrzega tematy do piosenek, a z przypadkowych olśnień bierze pomysły do powieści. W „Zeszytach podróżnych” ciągle spotyka się artystyczna wrażliwość z prozą życia. Mnogość poruszanych tu tematów – a także stylistyczne różnice w ich realizacjach – zapewnia dynamikę zapisków i może podsycać ciekawość.

U Stachury odkrywanie kolejnych literackich aforystycznych perełek oraz notatek, które trafiły potem do powieści, jest nagrodą dla czytelników. Ale i samo śledzenie diariuszowych zapisków, choćby i banalnych, kryje w sobie zapowiedź niezwykłości, budowania intymnej niemal relacji z autorem. Na tle innych publikowanych w ostatnich latach dzienników, „Zeszyty podróżne” Stachury wyróżniają się całkowitym zobojętnieniem na polityczną rzeczywistość a także fragmentarycznością, próbą zachowania teraźniejszości, utrwalenia ulotnych myśli i uchwycenia tego, co do uchwycenia z natury niemożliwe. To ciekawy dokument i fascynująca lektura, to szukanie słów i sprawdzanie obrazów.

2 komentarze: