środa, 22 grudnia 2010

Cordula Thörner: Dinozaury

Media Rodzina, Poznań 2010.

Prehistoria

Seria książeczek „Pixi. Ja wiem!” przygotowywanych dla uczniów szkoły podstawowej ma nie tylko kusić walorami edukacyjnymi, ale i tematami atrakcyjnymi dla młodych odbiorców. Jedną z pozycji wydanych w tym cyklu są „Dinozaury” autorstwa Corduli Thörner, malutka kipiąca od wiedzy i naprawdę trudnych informacji książeczka jest ukłonem w stronę zaintrygowanych światem dinozaurów dzieci.

Ale tym razem lektura nie będzie należeć do prostych. W publikacji roi się od skomplikowanych nazw – problemy przysparzać mogą nie tylko brzmiące obco nazwy poszczególnych gatunków dinozaurów, ale i próby przedstawiania świata w czasach prehistorycznych. Momentami ma się wrażenie, że autorka chce naraz wyjaśnić za dużo i gubi się przez niewielką objętość tomiku. Na szybko tłumaczy, co dawniej działo się z Ziemią, jak zachowywały się w okresie triasu kontynenty. Opowieść o dinozaurach błyskawicznie zamienia się w wykład z biologii – podział na gadziomiedniczne i ptasiomiedniczne może być dla małych odbiorców zbyt trudny, tak samo jak szczegółowe kwalifikowanie kolejnych gatunków („Największe żyjące kiedykolwiek na Ziemi zwierzęta należały do zauropodów”), z rzadka zdarzają się obrazowe porównania. Cordula Thörner nie ma wyobraźni, prezentuje dinozaury raczej w sposób podręcznikowy, bez polotu, nie koncentruje się na tym, by zainteresować dzieci czy – żeby zaspokoić ich ciekawość, a na przekazaniu suchych informacji. Rysunki Jochena Windeckera odrobinę ułatwiają przyswajanie danych, ale to na tekście powinien spoczywać ciężar informacji strawnych dla kilkulatków.

Poza tym, że Cordula Thörner niespecjalnie sprawdza się jako narratorka historii o dinozaurach (czy jako nauczycielka, usiłująca zaszczepić w uczniach-czytelnikach zamiłowanie do dinozaurów), także Bolesław Ludwiczak, tłumacz książeczki, zawodzi. Trudno, żeby stworzył dzieło wybitne z przeciętnego – ale popełnia błędy, które rzucają się w oczy i nie za bardzo pasują do stylu całości. To dziwi, bo dotąd Bolesław Ludwiczak dość dobrze wyczuwał rytm książki. Tym razem twierdzi między innymi, że plateozaury „kończym przednich używały do odżywiania się”, a tyranozaurus rex miał „krótkie kończyny górne, którymi sięgał nawet do gęby”. W jednym miejscu zawiodła korekta, przeoczając brak słowa „milionów”, przez co wychodzi na to, że trias to okres sprzed 250-200 lat.

W leksykonie kończącym książeczkę pojawiają się wyłącznie nazwy kolejnych dinozaurów – wiele z nich nie występuje w zasadniczej części tomu, autorka traktuje tę partię jako dodatkowe miejsce na prezentowanie informacji, nie jak przypomnienie najważniejszych terminów. W quizie wątpliwości budzi natomiast pierwsze pytanie, o nazwę epoki, o której mowa na początku książki. Właściwa odpowiedź to mezozoik, tyle że sam termin wcześniej nigdzie się nie pojawił. Takich pytań niezakorzenionych w tekście głównym jest tu więcej – trudno wymagać od dziecka, by wiedziało, jaka jest prawidłowa odpowiedź – klucz do testu to niezbyt dobre rozwiązanie. Taki układ nie pozwala maluchowi na sprawdzenie wiedzy, a wykorzystany jest na spiętrzenie następnych wiadomości. W tym wypadku przesada może okazać się wadą publikacji.

Inna sprawa, że książeczka ta może sprawdzić się jako uzupełnienie podstawowych wiadomości, jakie na temat dinozaurów mają już uczniowie szkoły podstawowej, a co ambitniejszym młodym odkrywcom pomoże zrozumieć i usystematyzować świat dinozaurów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz