wtorek, 23 listopada 2010

Susana Fortes: Czekając na Roberta Capę

Muza SA, Warszawa 2010.

Lata trzydzieste XX wieku, Paryż. Gerta Pohorylle, Żydówka z polskim paszportem, ucieka przed strachem i prześladowaniami. W stolicy Francji poznaje młodego Węgra, Andre Friedmanna, fotografa – początkowa znajomość przeradza się w płomienny romans. Gerta, która pielęgnuje wspomnienie o swoim narzeczonym, broni się przed niechcianym uczuciem, ale nie potrafi zwalczyć chęci tworzenia. Andre daje upust swojej kreatywności, wyrażając się przez zdjęcia. Gerta uczy się tej sztuki, ale jej prawdziwy talent objawia się w słowach – dziewczyna ma wyjątkowe zdolności. Umie wcielać w życie swoje literackie wizje i stwarzać wyimaginowanych bohaterów. Tak w umyśle Grety zradza się Gerda Taro oraz mistrz reporterskiej fotografii – Robert Capa, Amerykanin o dość beztroskim sposobie życia. Gerda Taro jako impresario Roberta buduje jego legendę i markę, ale z czasem sama zaczyna spalać się w jego cieniu. Chce rozpocząć przygodę z fotografią samodzielnie, irytuje ją, że jej zdjęcia sygnowane są przez Capę. Odważna i utalentowana kobieta wraz z partnerem uwiecznia na kliszach batalistyczne sceny z wojny domowej w Hiszpanii. Uczy się obserwować śmierć i rzuca jej kolejne wyzwania. Kochana przez ogniokrwistego Węgra, któremu dała szansę na sławę, stara się znaleźć swoje miejsce na ziemi.

Susana Fortes w swojej książce skupiła się na dwóch sprawach – pierwszą stanowią społeczno-historyczne realia: obrazy prześladowań kobiety, teoretycznie dla osób postronnych mało znaczące, a przecież robiące wrażenie. Drugi mocny motyw to miłość Gerty i Andre – potem Gerdy i Roberta. Autorka skupia się na odmalowywaniu kolejnych etapów niełatwego związku, pięknie odtwarza sceny aktów miłosnych, ale równie ciekawie rozważa kwestie psychologiczne, ten związek cały czas żyje i rozwija się, nie ma w nim uczuć oczywistych ani idealizowania relacji, nie ma banału ani stereotypów. To związek dwóch indywidualności, burzliwy, namiętny, a przede wszystkim atrakcyjnie opisany.

Ciekawy jest sposób prowadzenia opowieści. Susana Fortes zna finał historii i nie ukrywa go przed czytelnikami – co jakiś czas wyskakuje myślami w przód, nakreślając sylwetkę Roberta Capy i nieżyjącej już od kilku lat Gerdy. Nie ma żadnej tajemnicy w tym, że kobieta zginie, walcząc o zrobienie najlepszych zdjęć, że przegra z własną wyobraźnią, a Capa będzie musiał nauczyć się żyć bez niej. Te drobne przebłyski przyszłości nadają barw książce i sprawiają, że czyta się ją zachłannie.

Nie obywa się oczywiście bez komentarzy autotematycznych – Gerta snuje refleksje na temat pisania i siły płynącej ze słów, z czasem do tomu przedostają się również niebanalne uwagi na temat fotografii oraz… psychiki reporterów wojennych, którzy zamiast ratować życie lub choćby pomagać ofiarom walk, czekają na warunki, które umożliwią zrobienie dobrego zdjęcia. Te fragmenty w „Czekając na Roberta Capę” tworzą doskonałe tło dla namiętności łączącej głównych bohaterów, ale są również czynnikiem przyciągającym do lektury – chociaż spowalniają rozwój akcji, przynoszą sporo cennych obserwacji i mogą się podobać.

Susana Fortes pracuje na biografiach artystów, wykorzystuje fragmenty pamiętników, artykułów prasowych i archiwum fotografii – wszystko po to, by jak najlepiej poznać swoje postacie. Nie kończy jednak na tym: śledzi także rozmaite opowieści o fotoreporterach wojennych (nawiązania do niewymienionego w posłowiu „Terytorium Komanczów” są uderzające), chcąc oddać jak najwierniej historię Gerdy i Roberta. Jej książka składa się z wyrazistych obrazów, niczym idealnie przełożonych na słowa zdjęć – to książka mocna nie tylko ze względu na przedstawioną historię, ale też literackość, opowieść o sztuce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz