wtorek, 5 października 2010

Grzegorz Brzozowicz: Cejrowski. Biografia

Zysk i S-ka, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Poznań 2010.

Sztuczny skandal

„Nie wolno pisać biografii osób żywych” – twierdzi Wojciech Cejrowski i trudno się z nim nie zgodzić: pomijając kwestie etyczne – ten rodzaj opowieści może się szybko zdezaktualizować. Cóż jednak robić, prawa rynku są bezduszne, życie kontrowersyjnej postaci łatwo się sprzeda, wykorzystane jako materiał na książkę automatycznie zapewni promocję tytułu. Z punktu widzenia autora i wydawnictwa wszystko jest w najlepszym porządku, z punktu widzenia bohatera takiego dzieła nie, ze zdaniem bohatera nikt się specjalnie nie liczy. Zresztą, jeśli ów bohater dzieła nie zaakceptuje, to jeszcze lepiej: można rozgłosić, że biografia nieautoryzowana i liczyć na to, że opisany w niej człowiek – zwłaszcza jeśli słynie z ciętego języka i ostrych, nieograniczanych względami politycznej poprawności wypowiedzi – zareaguje w jakikolwiek, najlepiej gwałtowny, sposób. Wojciech Cejrowski książki Grzegorza Brzozowicza nie zaakceptował, z czego autor stworzył ramę kompozycyjną we wstępie i zakończeniu prezentując dialogi, w których WC protestuje przeciwko planowanej publikacji i nie ma nawet ochoty zapoznawać się z jej treścią. Nie wiem, na ile jest to stan faktyczny, a na ile chwyt marketingowy wydawcy, który książkę wypuszcza: opracowaniem graficznym pozycja ta nawiązuje do Zyskowego cyklu „Biblioteka Poznaj Świat”, przygotowywanego „pod czułym okiem Wojciecha Cejrowskiego”, a tonacją barw przywodzi na myśl „Gringo wśród dzikich plemion”. Nie wiem, czy jest to działanie pod publiczkę – i, szczerze mówiąc, niewiele mnie to obchodzi.

Bo pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą chcę tu podkreślić, jest genologiczne nadużycie. Grzegorz Brzozowicz proponuje książkę zatytułowaną „Cejrowski. Biografia”. Otóż: ta książka biografią nie jest. Do biografii jest jej mniej więcej tak daleko, jak wierszom Cypriana Kamila Norwida do komiksów o Batmanie. W nocie na okładce pada zdanie o tym, że WC to człowiek, który „przez 20 lat wyjątkowo skutecznie chronił swoją prywatność przed wścibstwem tabloidów i dociekliwością poważnych dziennikarzy”. Uprzedzę tych, którzy nastawiają się na poznanie szczegółów z prywatnego życia bohatera opowieści: chroni on swoją prywatność w dalszym ciągu, mało tego – więcej ekshibicjonistycznych fragmentów pojawia się w jego podróżniczych produkcjach (książkach i programach telewizyjnych), Grzegorz Brzozowicz nie zdradza najmniejszych chęci do prześledzenia prywatności WC. Jasne – nie musi, może nawet lepiej, że rezygnuje z plotkarskich poetyk – ale wobec tego wytwarzanie złudzeń, że przedstawi mało znane fakty z życia Cejrowskiego jest zabiegiem marketingowym bez pokrycia w rzeczywistości.

Nie jest to biografia. Rytm tej publikacji wyznacza zaledwie kilka punktów z „publicznego” życia WC – i wliczam w to także lata szkolne, podczas których chęć do wyrażania buntu pozwalała bohaterowi książki zyskiwać rozgłos. W skrócie zawartość pozycji daje się zamknąć w hasłach: trochę o przodkach – czasy szkolne (liceum, studia) – pierwsze wyprawy – programy radiowe i telewizyjne. Do tego trochę polityki, tłumaczonej przez istotne w historii kraju daty i trochę spraw związanych z religią, bardziej jako deser do politycznych deklaracji niż z sensem przedstawiona opowieść. I tyle. Ochrona prywatności przede wszystkim, nic, o czym WC nie chciałby opowiedzieć sam. Z najbliższych – opisany dziadek, który nauczył małego Wojtusia, jak robić interesy, i ojciec, który stał się jego managerem. Nawet słowa nie ma o małżeństwie z Blondynką, o pozamedialnych wystąpieniach WC – jakby świat z dala od błysku fleszy nie istniał.

Nie jest to biografia. Czym zatem jest „Cejrowski. Biografia”? Jest przede wszystkim przedłużeniem dwóch najbardziej popularnych książek Wojciecha Cejrowskiego – „Gringo…” i „Rio Anaconda”. Przedłużeniem i przeniesieniem ich do świata „cywilizacji”. Jest zbiorem anegdot, bo Grzegorz Brzozowicz próbuje dorównać gawędziarskiemu stylowi Cejrowskiego, o czym jeszcze za moment. Jest wreszcie – i to chyba najważniejszy motyw, podporządkowana mu została cała treść – opowieścią o smykałce WC do robienia interesów. I na tym naprawdę, a nie na biografii Cejrowskiego, skupia się Brzozowicz. Zaczyna od wizji kilkuletniego Wojtusia, który zbiera butelki i oddaje do skupu (płacąc stryjowi za niezbędny do ich przewozu wózek pięć złotych za dzień), by zaraz przedstawić przedsiębiorczego młodzieńca, który organizuje w szkole sprzedaż pączków i nie dość, że na tym nieźle zarabia, to jeszcze ratuje kolegów przed matematyką. I tak od pomysłu do pomysłu, od biznesu do biznesu kręci się opowieść o Cejrowskim. WC jawi się tutaj jako genialny strateg, mający nosa do interesów, ale niepodejmujący niepotrzebnie ryzyka. Nawet wyprawy są prezentowane od strony możliwości zarobku – handlu, wymiany towarów itp. Sylwetka WC wymyka się Brzozowiczowi spod kontroli już po pierwszych rozdziałach, liczy się wyłącznie spryt i umiejętność zarobienia na wszystkim.

W pisaniu o politycznych poglądach Cejrowskiego – a tego przecież nie dało się uniknąć – Brzozowicz ucieka w cytaty. Zasłania się wypowiedziami z różnych dyskusji medialnych i jedynym śladem jego wpływu na obraz WC jest tendencyjność w dobieraniu przykładów. Próbuje tu autor podzielić świat na to, co białe i na to, co czarne, jeśli przytacza poglądy wrogów WC, kondensuje je, by w pewien sposób wyśmiać przez wyolbrzymienie (choć zajęcia określonego stanowiska starannie unika), jeśli przytacza wypowiedzi zwolenników – także stara się wydobyć ich esencję – te wysiłki mogą narazić go na śmieszność, jeśli, oczywiście, ktoś będzie chciał traktować tę książkę jako jedyne źródło wiedzy o WC.

W książce pojawiają się dwa rodzaje wstawek. Jeden – to rozbudowane przypisy, wprowadzone w tekst i wyróżnione kolorem tła: pełnią one funkcję objaśniającą i przygotowują do dalszej lektury. Drugi – to irytujący trochę cykl „A tak nawiasem”, sygnowany przez „F.J.” (rozumiem niechęć do podpisania się imieniem i nazwiskiem, skoro wywody te w jednej czwartej pasują do tekstu głównego, potem zaczynają być kompletnie niepotrzebne). W „A tak nawiasem” pojawiają się zasady stand-upu amerykańskiego (w miarę przydatne, choć przydługawe) czy np. omówienie figury błazna. Można było wykładać z polotem, mimo że niepotrzebnie, ale „F.J.” polotu narracyjnego zabrakło. Na szczęście tekst innym kolorem czcionki można pominąć bez szkody dla lektury.

I wreszcie na koniec coś pozytywnego: Brozowicz pisze w stylu Cejrowskiego. Nie naśladuje go ślepo, ale opowieść prowadzi leciutko, z dużą dozą humoru. Nie wyznacza w tekście tak silnych puent – ale sprawia, że czasem można się uśmiechnąć. Gawędziarski ton, mnóstwo anegdot, brak nastawienia na literackość – to wszystko są ogromne atuty tomu „Cejrowski”. Tej książki nie można traktować jako dokumentu, nie przyniesie wtedy rozrywki. Znacznie lepiej czytać ją jako zestaw – nieważne: prawdziwych, zmyślonych czy zniekształconych – opowiastek z życia podróżnika-satyryka. Kiedy wyrzuci się z pamięci marketingowe zabiegi, stanowisko bohatera i fakt, że sam zapewne opisałby swoje życie jeszcze ciekawiej – tom „Cejrowski” będzie dostarczał uciechy na równi z „Gringo”. I właśnie to uważam za wartościowe w tej publikacji. Nie sięgajcie po nią, jeśli interesują was plotki czy intymne szczegóły z życia gwiazdy, nie sięgajcie, jeśli liczycie na tekst kontrowersyjny i budzący emocje – jeśli Brzozowicz nie poprzekręcał faktów i wspomnień (a to, czy poprzekręcał, mnie, jako zwykłego czytelnika, absolutnie nie obchodzi) – nie zrobił Cejrowskiemu swoją książką krzywdy.
Jeśli macie ochotę na kawałek ciekawej lektury – to „Cejrowski” przyniesie sporo zabawy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz