niedziela, 3 października 2010

Beata Wróblewska: Jabłko Apolejki

Stentor, Warszawa 2007.


Samotność pod kontrolą

W pierwszym Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren nagrodzone i wyróżnione zostały przede wszystkim te książki, w których mowa jest o sprawach trudnych, dotykających także – a czasem głównie – dzieci. Ale autorki podjęły niełatwe motywy, by nauczyć młodych odbiorców akceptacji dla inności, oswoić ich z chorobami czy rozstaniami rodziców – oraz brakiem tolerancji ze strony rówieśników. W „Jabłku Apolejki” Beata Wróblewska umiejętnie łączy różne nieszczęścia, spadające na jedną rodzinę – i całość zamyka w pełnej ciepła i pogody ducha mimo wszystko historii.

Kasia jest w klasie maturalnej, kiedy wraz z mamą i młodszym rodzeństwem – sześcioletnią wrażliwą Olą oraz autystycznym bratem, Jaśkiem – musi się przeprowadzić na wieś. Firma jej taty zbankrutowała, a pod domem zaczęli się pojawiać groźnie wyglądający osobnicy, ojciec od jakiegoś czasu nie daje znaku życia, a jego rodzina musi zacząć wszystko od nowa. Ola nie umie sobie poradzić ze złośliwymi rówieśnikami, dlatego powiernikiem swoich spraw czyni psa, Boska. Jaśka trzeba bez przerwy pilnować, bo – zafascynowany wodą – pluje do wszystkich naczyń i dolewa wody do garnków – a zmiana otoczenia dla autystycznego dziecka to prawdziwe wyzwanie i ogromny stres. Kaśka musi jakoś odnaleźć się w szkole: ale chłopak, który zwraca na nią uwagę, nie jest wart sympatii. Na szczęście w klasie znajdzie się miły zgrywus Gondol i parę indywidualności, z którymi można się zaprzyjaźnić. Za to pewien miejscowy, łysy, wytatuowany i z kolczykiem w uchu, okazuje się znakomitym terapeutą, studentem pedagogiki specjalnej: opiekuje się Jaśkiem, ale snuje też pewne plany co do Kaśki…

Każdy w tej książce co pewien czas zostaje sam z niewesołymi myślami, problemami, które trudno rozwiązać, czy zwykłym strachem. Kłopoty w szkole mieszają się z obawami o ojca, trudności finansowe – z prawdziwym porwaniem. Chociaż bohaterowie często są samotni, zawsze znajdzie się ktoś, na kim mogą polegać. Beata Wróblewska próbuje tu uczyć cierpliwości, pokazuje, jak dużo spraw rozwiąże się z upływem czasu. Niezwykle ważnym zagadnieniem staje się także akceptacja dla inności: chociaż mniej lotni koledzy traktują chorobę Jaśka jako coś wstydliwego, tajemnicę, którą trzeba ukryć przed światem, Kaśka zdaje sobie sprawę z bezsensowności takiego podejścia. Wróblewska co jakiś czas powraca do kwestii autyzmu, tłumaczy zachowania dotkniętych nim dzieci i próbuje czytelników oswoić z tą chorobą – nie przekonuje jednak nachalnie, co często zdarza się w poruszających podobną tematykę historiach, że choroba Jaśka nie wyklucza go z normalnego życia. Jasiek w „Jabłku Apolejki” funkcjonuje na marginesie codzienności (sytuacja zmienia się trochę dopiero pod wpływem opieki mądrego terapeuty), a autorka, zamiast powtarzać slogany o tym, że autyzm nie jest niebezpieczny dla otoczenia, skupia się na prezentowaniu niegroźnych dziwactw chłopca, by przez taki obraz wzbudzić w czytelnikach sympatię do niego.

Sprawdzają się w tej powieści znakomicie także zbierane przez Beatę Wróblewską wypowiedzi uczniów, anegdoty z życia wzięte, dowcipne sytuacje – zapamiętane i przetworzone na literacką materię ożywiają historię i wprowadzają sporo uśmiechu do niełatwej przecież tematyki. Zwyczajność szkolnego świata porządkuje egzystencję Kaśki i pozwala z innej perspektywy spojrzeć na międzyludzkie relacje. Beata Wróblewska dzięki odwołaniom do beztroskich wygłupów uczniów – czy nawet do kiełkujących klasowych zauroczeń (piękna historia Zuzy i Gondola, naszkicowana subtelnie, a przy tym z pomysłem) włącza do książki jeszcze więcej serdeczności i dodaje otuchy.

W Stentorze słabym punktem jest przyzwyczajenie korektorki (Ingeborga Jaworska-Róg) do rozpoczynania od nowego akapitu dalszego ciągu wypowiedzi jednej postaci. Sprawia to wrażenie, jakby zmieniała się osoba mówiąca – co może wprowadzić trochę zamętu do lektury. Błąd ten powtarza się we wszystkich książkach przez nią sprawdzanych i z czasem można się do niego przyzwyczaić – jednak lepiej byłoby, gdyby korektorka postępowała zgodnie z zasadami ortografii i interpunkcji, by nie komplikować czytania młodym odbiorcom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz