piątek, 13 sierpnia 2010

Frank Robson: Szczęście nazywa się Lucky

Galaktyka, Łódź 2008.

Życie pod psem

Galaktyka specjalizuje się między innymi w publikacjach poświęconych zwierzętom – a obok poradników i literatury fachowej dba też o to, by dostarczyć czytelnikom krążącą wokół tego tematu beletrystykę. Książki, w których głównym motywem staje się oddanie i przyjaźń zwierzęcia, stanowią zawsze ciekawą lekturę nie tylko dla wielbicieli konkretnych gatunków czy ras: mają to do siebie, że są zwykle krzepiące, podnoszą na duchu i sprawdzają się jako lekkie, sympatyczne czytadła. Galaktyka proponuje sporo takich opowieści, jednak historie z kolejnych publikacji zawsze nabierają niepowtarzalnego charakteru. Są w końcu często oparte na doświadczeniach autorów i ich pupili – i przesycone zaangażowaniem uczuciowym, którego zwykłe, fikcyjne opowieści nigdy nie poznają.

Na półce ze zwierzęcą beletrystyką znaleźć można między innymi tom „Szczęście nazywa się Lucky” autorstwa Franka Robsona – książkę, która może stać się cudownym antydepresantem albo miłym uzupełnieniem leniwych chwil. Dla wielbicieli psów to niemal obowiązkowa pozycja – a i „zwykli” czytelnicy będą mogli cieszyć się, śledząc losy małego, rezolutnego pieska, uratowanego z celi śmierci. Lucky szybko stał się oczkiem w głowie Franka Robsona i jego partnerki – uznany za członka rodziny wciąż zachwycał i rozbawiał swoich opiekunów, parę dziennikarzy. Robson postanowił więc spisać najśmieszniejsze (a czasem i te groźne, mniej przyjemne) przygody pieska w reportażową książkę, przesyconą humorem i troską o zwierzaka. W kolejnych rozdziałach-opowiadaniach Lucky prezentuje się oczywiście jako pies niezwykły: uwielbia przebywać na jachtach i nic sobie nie robi nawet z najsilniejszego kołysania. Niektóre ryby uznaje z niewiadomych powodów za wrogów i zajadle obszczekuje. Pływa ze swoimi właścicielami, umożliwiając im realizowanie dawnych planów i marzeń i stając się prawdziwym wilkiem morskim.

Nie wszystkie zachowania Lucky’ego są tak niezwykłe: piesek uwielbia na przykład odgrywać bohatera, z bezpiecznej odległości szczekając na wyimaginowanych wrogów – coś, co rozczula Robsona, niekoniecznie musi być z entuzjazmem przyjmowane przez otoczenie. Jednak obok tych śmiesznostek pojawiają się i wyczyny godne uwagi, na przykład kiedy Lucky ostrzega przed wężem. Z małych, codziennych zdarzeń utkana jest cała książka. Dokonania miłego psiaka wypełniają każdą stronę, ale autor nie przenosi rozczulenia i zachwytu na język opowieści. Chociaż w każdym niemal wydarzeniu widać ogrom przywiązania i miłości, a każda interpretacja psich sygnałów przefiltrowana jest przez dumę właściciela zwierzaka, w warstwie narracyjnej dominuje pozorna obojętność. Dzięki temu właśnie zabiegowi książkę czyta się dobrze i szybko, a genialny Lucky nie wzbudza niechęci odbiorców (przynajmniej tych, którzy nigdy nie zwariowali na punkcie jakiegoś czworonoga i nie rozumieją podobnych odczuć).

Lucky to piesek z charakterem – nie interesują go pieszczoty, na wszelkie przejawy czułości reaguje pełnymi oburzenia prychnięciami – ale swoją miłość do Robsona potrafi okazywać na wiele rozmaitych sposobów. Tak więc zamienia się tom „Szczęście nazywa się Lucky” w nieco szorstki obraz pięknej przyjaźni między ludźmi i zwierzętami. Frank Robson nie dba o nadanie opowieści wyrazistej osi fabularnej, książka stanowi raczej zbiór przygód, czasem wesołych, a czasem przykrych (które jednak kończą się dobrze, bo optymizm to jedna z cech stałych publikacji Galaktyki) – chodzi bowiem przede wszystkim o podzielenie się ze światem szczęściem.
Bardzo rzadko uderza Frank Robson w tony sentymentalne, niechętnie przemyca w kilku miejscach książki lekko filozoficzne frazy i przemyślenia związane z posiadaniem psa. Woli pozostać przy roli reportera i relacjonować kolejne przygody ze swoim pupilem. Udaje mu się to, więc jeśli ktoś poszukuje sympatycznej opowieści z psem w roli głównej, to „Szczęście nazywa się Lucky” będzie dobrym wyborem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz