Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.
Zwyczajne życie
Właściwie Magdalena Kawka przepis na udaną powieść obyczajową dla pań znalazła. Czerpie z najlepiej sprzedających się czytadeł, z elementów kolejnych książek, skleja z drobiazgów historię swojej bohaterki, ale… ale w tym wszystkim czegoś zabrakło, być może po prostu narracyjnego polotu – a może oryginalnego rysu, ostatniego szlifu opowieści. Bez tego „Sztuka latania” jest czytadłem zgrabnym, czasem interesującym, ale nie zachwycającym, widać w nim miejsca klejenia i wysiłki autorki, by trafić do jak najszerszego grona odbiorczyń.
Po raz kolejny do powieści wkracza trzydziestoparolatka, która nie bardzo wie, co ma zrobić ze swoim życiem. Dobrze płatna praca przestaje ją cieszyć, zainteresowanie ze strony mężczyzn nie przekłada się na udane związki a co najwyżej na przelotne romanse. Zośka co pewien czas raczy otoczenie feministycznymi banałami, ale mimo zdecydowanej postawy nie ma własnego pomysłu na egzystencję. Zagubiona w codzienności, popełnia proste błędy, za które przychodzi jej niekiedy płacić (nie zawsze: część wątków zamyka się na stałe, jakby Magdalena Kawka o nich zapominała). Mnóstwo tu patosu w zwyczajnych sytuacjach, mnóstwo porywów namiętności i idealizowanych uczuć, przez co powieść chwilami traci na lekkości. Autorka nie potrafi uwolnić się od wpływów własnych lektury – są tu ślady Grocholi, Wiśniewskiego i Szwai, jest trochę Musierowicz – nie działa to jednak jak intertekst, wskazuje raczej drogi warsztatowych poszukiwań i nadzieję na stworzenie bestsellerowej opowieści – a do takiej „Sztuce latania” jeszcze daleko.
Co drażni? Przede wszystkim brak elastyczności w prowadzeniu narracji – bywa, że rozmowy wypadają drętwo i blado, a opisy, zamiast stymulować wyobraźnię czytających, przypominają, że są tylko zestawem nie zawsze odpowiednio dobranych słów. Brakuje Magdalenie Kawce tej swobody pisania, która sprawia, że przez książkę można by płynąć: zupełnie jakby praca nad zlepianiem z różnych fragmentów jednego życiorysu bohaterki wyczerpała autorkę do tego stopnia, że ze snucia opowieści dla przyjemności zrezygnowała. Drażni też – na szczęście to rzadziej spotykany zabieg – moralizowanie. Czasem w przydługich i szczerych rozmowach bohaterów Kawka upycha tak dużo życiowych porad i komentarzy rodem z podręczników afirmacji, że odnosi odwrotny do zamierzonego skutek. W taki sposób mogłaby pisać do egzaltowanych nastolatek, które w pamiętnikach wpisują cytaty z przeczytanych książek – na dorosłe odbiorczynie to nie ma prawa zadziałać. Trzecim elementem, który razi w tej powieści, będzie przesada. Autorka rozdmuchuje niemal wszystkie wydarzenia, nie szuka odcieni szarości, wszystko musi być u niej jednoznaczne, czarne albo białe. Tendencyjnie budowane charaktery, chęć powiedzenia wszystkiego (Kawka nie potrafi sugerować, nie gra niedopowiedzeniami, sądzi, że wszystko musi zostać wyjaśnione) odbiera lekturze uroku. Za dużo tu wszechwiedzącej autorki, za dużo sytuacji, które mają zastąpić komentarze i wyjaśnienia.
Trudno mi się przekonać do „Sztuki latania” – może dlatego, że niewiele brakuje tej książce, żeby stała się miłym zabijaczem czasu, a może ze względu na jej nieodkrywczość, na wpisaną w treść chęć zawojowania czytelniczek. Widzę wysiłki autorki – i to przeszkadza, nie pozwala cieszyć się historią. A może po prostu „Sztuka latania” mnie nie przekonuje? Nie potępiam tej książki, zdaję sobie sprawę z tego, że wielu czytelniczkom przypadnie do gustu, na tej samej zasadzie, na której popularnością cieszą się tasiemcowe seriale obyczajowe. W wolnych chwilach będę jednak sięgać po coś innego.
Przeczytałam tę pozycję głównie dzięki recenzji i odnoszę nieodparte wrażenie, że mówimy o dwóch różnych książkach. Nie jestem nastolatką ani miłośniczką tasiemcowych seriali, a jednak urzekła mnie ta powieść niebywale! Lekkość języka, niejednoznaczni bohaterowie (nie wiem, którzy z nich są wyłącznie biali albo czarni), postaci nakreslone bardzo wyraziście i sensownie. Poza tym jest w tym pisaniu Kawki coś takiego, że chce się po to sięgać.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam księżkę niemalże jednym tchem! Sama często staję przed wieloma trudnymi sytuacjami, które nie są jednoznacze; niestety nie zawsze można robić to, na co ma się ochotę. Ograniczają nas inni ludzie, kompromisy,środowisko. Opowieść pozwala spojrzeć na zawikłane sytuacje z boku. Pozawala na przemyślenia w bezpiecznym zaciszu sowjego domu. Sama nie wiem, jak poradziłabym sobie, gdyby spadła na mnie choć połowa przeżyć bohaterów.
OdpowiedzUsuńJa też przeczytałam ją jednym tchem i choć mam jej do zarzucenia kilka drobiazgów, to z pewnością nie należy do nich brak swobody pisania autorki. Co więcej, mam wrażenie, że właśnie owa swoboda i umiejętność prowadzenia czytelnika przez meandry wydarzeń (przyznaję, niezbyt licznych), stanów emocjonalnych bohaterów i ich dialogów czyni tę książkę wartą uwagi.
OdpowiedzUsuńKsiążką jestem zachwycona!!! Przeczytałam ją jednym tchem, a zdarza mi się to naprawdę rzadko.Z niecierpliwością czekam na kolejną pozycję tej Autorki.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń