Grasshopper, Lublin 2010.
Dziennik bezrobotnego
Ryszard Makowski poszedł w ślady Marcina Wolskiego i zaczął próbować swoich sił w powieściopisarstwie. W ciągu kilku miesięcy wydał drugą obyczajówkę i wiele wskazuje na to, że odnajdzie się w tym gatunku i zacznie produkować lekkie, łatwe i przyjemne historie dla pań – z męskiego punktu widzenia. Po tomie „Miłość czy sport” przyszła kolej na „Miłość czy pieniądze”, zabawną książkę, którą czytać można jako kontynuację literackiego debiutu lub odrębną powieść.
Główny bohater, Ryszard, to trzydziestoparoletni dziennikarz sportowy, a właściwie były dziennikarz, dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Zasilający szeregi bezrobotnych mężczyzna przymierza się do zalegalizowania związku z dawną przełożoną, Malwiną, a jednocześnie stara się nie stracić twarzy przed kolegami. Musi też jak najszybciej znaleźć sobie zajęcie – niezapłacone rachunki i wizja ślubu plus ambicje walczą z luksusem wolnego czasu. Ryszard z wrodzoną autoironią analizuje swoją sytuację, lecz nie sili się na porzucenie typowo (a nawet stereotypowo) męskiego punktu widzenia. Płynie więc opowieść wartka, gawędziarska i podlewana często piwem, a czytelnicy nie pytają podczas lektury co dalej – po prostu śledzą losy postaci.
Książka utrzymana jest w formie dziennika, Ryszard na bieżąco relacjonuje ostatnie wydarzenia, a Makowski traktuje fabułę jakby była odbiciem prawdziwego życia, a nie powieściową konstrukcją – pozwala sobie na otwierane bez wyraźnego celu wątki czy wprowadzanie drobiazgów dla samego ubarwienia historii. Nie zawsze strzelba z pierwszego aktu wystrzeli w trzecim – czasem zwyczajnie zniknie, a w jej miejsce pojawi się na przykład szpada. Liczy się zabawa (także zabawa piszącego), nie precyzja w budowaniu świata bohaterów. Wybór gatunku umożliwia takie rozwiązania i usprawiedliwia je – ale też w tym wypadku kłóci się z przyjętą narracją. Rysiek bowiem wyraźnie chce brylować. To cwaniak, którego nic nie złamie, facet, który chce szpanować bez względu na jego aktualną sytuację. Ambicja nie pozwoli mu przyznać, że coś jest nie tak – co znajduje odzwierciedlenie w języku. Tyle że podobna kreacja kojarzy się raczej ze spotkaniem przy piwie – i z żywiołem mówionym. Ryszard popisuje się przed odbiorcami – ale nie przewiduje tych odbiorców jako czytelników własnego diariusza w czasie rzeczywistym. Wychodzi więc na to, że popisuje się sam przed sobą – tyle że wtedy racji bytu nie powinny mieć próby naginania rzeczywistości do własnych potrzeb. Prowadzenie tradycyjnego dziennika łączy się z konfesyjnością – u Makowskiego to nieumotywowana „autokreacja”.
Język powieści jest maksymalnie uproszczony. Makowski posługuje się nierozbudowanymi zdaniami i mało rozwiniętymi opisami, spory ciężar akcji przerzuca, zwłaszcza na początku historii, na dialogi pozbawione komentarzy – dzięki temu może uprawdopodobnić wydarzenia (jest w tych dialogach naturalny), a i obraz głównego bohatera-narratora znajduje w stylu swoje celne odbicie.
Nie można zapominać o satyrycznym dorobku Ryszarda Makowskiego – nie można przede wszystkim ze względu na fakt, że autor próbuje ubarwiać swoją historię żartami. Marcin Wolski od takich międzygatunkowych zapożyczeń raczej stroni – Ryszard Makowski pozwala Ryśkowi na błyszczenie dowcipem (nie zawsze zresztą, ku zdumieniu postaci, udanym) i w paru żartach uważni odbiorcy dostrzegą być może nawiązania do estradowej działalności autora. Bywa, że w doszukiwaniu się zabawnych akcentów w postawie czy zachowaniu Ryśka musi pomóc sam twórca – ale w końcu Makowski powieści satyrycznej nie obiecywał. Udaje się za to gorzka (i w duchu satyryczna choć nie – komiczna) ocena sytuacji poszukujących pracy ludzi i jedna ze strzelb – kreacja aktoreczki, która dla medialnego skandalu zrobi wszystko, a podejmuje próby histeryczne.
Ryszard Makowski kojarzony jest z prawicowo ukierunkowaną satyrą – ale w „Miłość czy pieniądze” polityka nie ma żadnego znaczenia, w pewnym momencie zresztą deklaruje to sam bohater. Odbiorcy nie muszą się zatem obawiać rozbudowanej agitki – otrzymają za to książkę bardziej uniwersalną, czytadło do prześledzenia w wolnej chwili. Minus wydania – to kilkanaście literówek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz