poniedziałek, 17 maja 2010

Mariusz Niemycki: Kłopotek

Skrzat, Kraków 2010.


Skrzat w bajce

Po Żabciu, małym bohaterze, który bezustannie wpada w rozmaite tarapaty, Mariusz Niemycki stworzył Kłopotka – wypączkowaną z poprzednich opowieści postać. Kłopotek to skrzacik ciekawy świata i – oczywiście – sprawiający kłopoty, na szczęście nie do końca poważne, w sam raz, by nadać dramaturgii bajkom, ale żeby nie przerażać małych odbiorców – mimo że miejscami bywa naprawdę groźnie. Wszystkie historyjki o Kłopotku kończą się dobrze, bez obaw można je zatem potraktować jako wieczorną lekturę, opowieść na dobry sen dla kilkulatka.

Takiemu zastosowaniu tomu „Kłopotek” sprzyja także przeniesiony z „Żabcia” podział na trzy historie – długością w sam raz nadające się na dobranockową bajkę. Karty przepięknie wydanej książki zaludniają postacie ze świata skrzatów, leśnych ludków, baśniowych istot, które stają się łącznikiem między bajkami a rzeczywistością (mają w końcu wiele cech ludzkich, Niemycki nie konstruuje krainy Kłopotka od podstaw, a stosuje moc przeniesień – co przecież w książkach dla dzieci jest stałym zabiegiem). W drugiej opowiastce z „Kłopotka” dochodzi do porwania młodszej siostrzyczki bohatera. Tu też radość dzieci wzbudzi dalszoplanowy bohater – pewien komiczny ślimak. Autor po raz kolejny udowadnia, że ma poczucie humoru i nie boi się stosowania w bajkach absurdu. W „Kłopotku” znajdzie się wiele powodów do śmiechu – co naturalnie podnosi wartość książki. Trzecią bajkę z tomu Mariusz Niemycki opiera na pomyśle już wykorzystanym w „Żabciu” – na śnie bohatera. Ale myli się ten, kto sądzi, że Niemyckiemu zabrakło wyobraźni. Bajkowy schemat wypełnia on bowiem zupełnie nową i odkrywczą treścią. Stosuje technikę lustra, by przenieść małych czytelników w egzotyczne realia. Kłopotek ląduje bowiem w Afryce i omal nie trafia do kotła skrzatożerców – a wszystko przez książeczkę, którą czytał przed zaśnięciem młodszej siostrze.

Wciągające, atrakcyjne i oryginalne fabuły mogą się w „Kłopotku” podobać. Mariusz Niemycki sprawdza się jako autor książeczek dla dzieci i ponownie udowadnia, że nie boi się kreowania bajkowego odważnego świata. Ale w „Kłopotku” zwraca uwagę coś jeszcze: forma. „Żabcia” tworzyły wierszowane opowiastki o regularnym rytmie i zgrabnych rymach. W „Kłopotku” na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z prozą – nie ma podziału na wersy, są za to dialogi i opisy. Tyle że wszystkie historie napisane zostały z rymami i w rytmie dwunastozgłoskowca, co daje wrażenie echa. Fakt, że historie przybierają kształt litego tekstu, pozwala ukryć przerzutnie i, oczywiście, ułatwia lekturę bezpośrednich wypowiedzi postaci. To rozwiązanie we współczesnych bajkach spotykane jest raczej rzadko i właściwie zwraca uwagę oryginalnością. Niestety, ma też pewną wadę – ową wadą jest naginanie – czasami – opowieści do wynalezionego rytmu i nienaturalne przez to momentami zwroty narracji.

Mariusz Niemycki rytmem historii naśladuje dawne, przekazywane ustnie opowieści – wewnętrzny rytm bajki i rymy najlepiej wybrzmiewać będą przy głośnej lekturze – a stały rozkład akcentów zadziała na maluchy usypiająco i kojąco, dlatego też bajki z „Kłopotka” nadają się na lekturę przed snem. Pozory oralności jednak bledną w obliczu rymów wysilonych – pomysł na realizację historyjek staje się jednocześnie zaletą dla dzieci i wadą – ze względu na nienaturalność pewnych rozwiązań. Inaczej mówiąc: Niemycki rytmizacją nadaje książce lekkości – i jednocześnie tę lekkość oddala, kiedy decyduje się na współbrzmienia i inwersje obce żywiołowi mówionemu.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na rysunki w tomie. Łukasz Ryłko sprawdził się świetnie jako ilustrator – stworzył baśniowe obrazki, kreską przypominające nieco dzieła Janusza Christy, idealnie dopasowane do świata skrzatów. Ogląda się je z przyjemnością i uznaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz