niedziela, 16 maja 2010

Konstanty Ildefons Gałczyński: Wiersze dla dzieci

Zysk i S-ka, Poznań 2010.

Wyobraźnia w stanie czystym


Nie mam pojęcia, dlaczego w świadomości odbiorców jako najważniejsi i dotąd cenieni twórcy literatury czwartej zapisali się – na wiele pokoleń – Julian Tuwim i Jan Brzechwa, a do kanonu tego nie trafił Konstanty Ildefons Gałczyński. Utwory, które można podsunąć maluchom, nie ustępują w końcu dokonaniom mistrzów – czego dowodem może być śliczny tom „Wierszy dla dzieci”, opublikowany przez wydawnictwo Zysk i S-ka.

Znalazło się tu dziewięć wierszy – wierszy-skarbów, utworów działających na wyobraźnię małych odbiorców. Dziewięć tekstów, które o niebo przewyższają większość współczesnych produkcji dla najmłodszych. Z tych dziewięciu pereł cztery z pewnością znają dorośli – są to bowiem liryki, które sprawdzają się doskonale jako lektura dla maluchów, mimo że kierowane były pierwotnie do dorosłych. To najbardziej chyba kojarzona z Gałczyńskim próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego ogórek nie śpiewa – krótki kurs absurdu i odwagi pisarskiej w kreowaniu niepoważnych światów. To „List znad rzeki Limpopo” ze słynnym cytatem „A u was nuda i bieda, / myszy, deszcz i Polska”. To charakterystyczny hymn ludzi z wadą wymowy, czyli „Strasna zaba” – wiersz dla sepleniących. To wreszcie satyryczna wyliczanka „Gdybym miał jedenaście kapeluszy” – mniej znana i rzadziej kojarzona z „dorosłym” Gałczyńskim poetycka zabawa, pełna beztroski i lekkiego żartu.

Są w tomie i utwory przeznaczone dla małych czytelników. Dzieci dowiedzą się z nich między innymi jak wyglądać może sen psa (daleki od pomysłów z bajek Kerna) i poznają historię jelenia, który chciał sprzedać swoje rogi. Ucieszą się z zachowań Józia Powoniaka i spotkają się z prawdziwym poetą. Całości dopełni krótki absurdalny wierszyk w stylu Krasickiego i Jachowicza o urzędniku, który znalazł w Afryce spinacze.

Wierszy jest tylko kilka – ale w szczupłym tomiku zawarty został ogromny ładunek niewymuszonego nonsensu i wielka dawka fantazji – tak, że szybko się te utwory dzieciom (ani ich rodzicom) nie znudzą. Gałczyński zamienia się w tych tekstach w czarodzieja, mistrza słowa. Odmalowuje kolejne sceny precyzyjnie i z humorem, dowcip najczęściej zamykając w kontraście między naturalnością bajki a rzeczywistym otoczeniem. Dostrzega – jak przystało na zapatrzonego w księżyc poetę – więcej niż przeciętni ludzie – i w fascynujący świat wyobraźni wciąga maluchy. Podczas lektury dominować będzie śmiech i radość – drugim istotnym czynnikiem okaże się wzruszenie.

Wartością nie do przecenienia jest oryginalny i niepowtarzalny rytm wierszy Gałczyńskiego – opowieści toczą się w sposób naturalny, nie są w żadnym wypadku podporządkowane formalnym wymogom – a mimo to trudno się oprzeć wrażeniu, że rytm i dowcip wzajemnie się wzmacniają i podsycają. Dzięki zabawom z rozkładem akcentów Gałczyński nadaje też poszczególnym historiom niezapomniany klimat – dostrzega się to zwłaszcza w tekstach pisanych tercyną.

Człowiek „który miał złote książki i zielone pióro” i umiał zrobić tak, „że nigdzie nie będzie ponuro” pozostawił po sobie utwory, o których nie wolno zapomnieć. Na tomiku „Wierszy dla dzieci” można uczyć maluchy wrażliwości poetyckiej – i pokazywać im magiczne możliwości tkwiące w słowach. Kto raz sięgnie do tej książki, nie będzie mógł się od niej oderwać, a przypuszczam, że w równym stopniu urzeknie ona dzieci i dorosłych.

Ilustratorka – Katarzyna Czerner-Wieczorek – postawiła na tradycyjny, kreskówkowy nastrój. Jej rysunki znakomicie uzupełniają tekst, a przy tym stwarzają pozory świąteczności, pokazują niezwykłość lektury. Przyciągają uwagę nasyconymi kolorami – ale też nie odwracają jej od wierszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz