sobota, 22 maja 2010

Grzegorz Kasdepke: Horror! Czyli skąd się biorą dzieci

Nasza Księgarnia, Warszawa 2010.


Koniec bocianów

Grzegorz Kasdepke motywem przewodnim swojej najnowszej książki dla maluchów uczynił pytanie trudne i kłopotliwe dla dorosłych, a przy tym – nieuniknione. Bo prędzej czy później dzieci zainteresują się, skąd wzięły się na świecie. Czy warto je wówczas karmić historiami o bocianach lub kapuście? Znany pisarz pokazuje, że lepsza jest rzeczowa rozmowa – ze zbywania pociech żartami czy bajkami mogą wyniknąć problemy.

„Horror! Czyli skąd się biorą dzieci” to dowcipna opowiastka, mająca swe źródło właśnie w ciekawości kilkulatków. Grupa przedszkolaków od rana buduje i wzmacnia fortyfikacje z klocków i książeczek w twardych okładkach – wszystko za sprawą mrożącej krew w żyłach informacji, którą przyniósł rezolutny Bodzio – pani Miłka, przedszkolanka, dotąd ukochana – zjada dzieci. O tym przerażającym fakcie nie da się zapomnieć, skoro dobrze widać zaokrąglony brzuszek pani. Grześ, Rozalka i Bodzio wolą nie zostawać w pobliżu wychowawczyni, znajdują dla siebie różne kryjówki. Ale co będzie, jeśli pani ich odnajdzie? Przyda się każda pomoc, nawet wsparcie oddziału komandosów.

Pani Miłka od pewnego czasu pyta swoją grupę, skąd się biorą dzieci – i spisuje równie barwne i zabawne co dalekie od prawdy odpowiedzi. By przeprowadzić z maluchami szczerą rozmowę, potrzebuje zgody rodziców – a tymczasem swoim zachowaniem nieświadomie potwierdza krążące po przedszkolu plotki. Dzieci błyskawicznie kojarzą fakty i tajemnicę próbują wyjaśnić na własną rękę, dochodząc do najbardziej fantastycznych scenariuszy. Czy w finale wszystko się rozstrzygnie? Tak, Bodzio przeczyta odpowiednią książkę i spokojnie, bez emocji opowie o tym – w obecności nauczycielki – kolegom. Dzieci opowieść o seksie przyjmą z naturalnością – skoro maluchy mają swoje zabawy, dlaczego innych zabaw nie mieliby mieć i dorośli. Zanim jednak rzeczowa rozmowa zdominuje książkę, zdarzy się naprawdę wiele. Przy okazji Grzegorz Kasdepke tłumaczy maluchom, że dzieci nie zawsze rodzą się w zalegalizowanych związkach: pani Miłka nie ma męża, a narzeczonego.

Akcja obejmuje zaledwie kilka godzin, a Kasdepke nie pozwala na chwilę wytchnienia – w budowaniu atmosfery pełnej napięcia pomaga dziecięca nieskrępowana wyobraźnia i odczytywanie przenośni dosłownie. Autor posługuje się jednak przede wszystkim żartami – lektura „Horroru” przyniesie sporo śmiechu. Kasdepke momentami przypomina typowe dla Marcina Pałasza narracje, wybiera absurd, który wynika z logicznych konstrukcji myślowych maluchów. Dowcipny i lekki styl sprawia, że dzieci chętnie po tę historyjkę sięgną. Czytanie trudno jest przerwać: książkę rozpoczyna sensacyjna informacja, przekazywana w sekrecie. Ze strony na stronę sytuacja rozwija się coraz bardziej dynamicznie i odważnie. A przecież i tak dąży tu wszystko do rozstrzygnięcia największej tajemnicy dzieciństwa…

Grzegorz Kasdepke zamyka swoją książkę podwójnym przesłaniem. Zwraca się do maluchów, by jeszcze raz pouczyć je, z kim i w jaki sposób powinny o tym, skąd się biorą dzieci, porozmawiać. Nie zapomina także o dorosłych, których zagadnienie to wciąż wprawia w zakłopotanie – tu rad jest więcej, a Kasdepke w prosty i naturalny sposób stara się rozwiać kolejne wątpliwości, dotyczące podobnych dyskusji. Książka jest strzałem w dziesiątkę – z pewnością zaspokoi ciekawość dzieci, poza tym ułatwi porozumienie, mądrze pokieruje rodzicami, wreszcie – zweryfikuje kolejne mity i przekazy.

Sympatycznie wypadają w tej książce ilustracje Marcina Piwowarskiego – bohaterowie mają nieproporcjonalnie duże głowy, a uchwyceni są często w humorystycznych sytuacjach – Piwowarski ilustruje kolejne absurdy i wymysły co do pochodzenia dzieci. Rysunki tworzy farbkami i rezygnuje z używania pastelowych odcieni – tę publikację będzie się więc nie tylko z przyjemnością czytać, ale i z satysfakcją oglądać.


4 komentarze:

  1. Anonimowy23/5/10 16:58

    Absolutnie nie podzielam entuzjazmu :-(
    Książka jest, owszem, ładna. Ogląda się ją z przyjemnością. W warstwie fabularnej, może nawet ciekawa - zabawnie opisane perypetie przestraszonych przedszkolaków wzywających na pomoc antyterrorystów. Jednak, co do meritum, czyli zawartego w tytule pytania skąd się biorą dzieci, niestety książka nie tylko nie jest "strzałem w dziesiątkę" ale mam wątpliwości, czy w ogóle można przyjąć, że jest trafieniem w tarczę :? Zupełnie nie nadaje się do "uświadamiania" dzieci. W taki sposób (np. "siusuak taty rośnie i robi się na tyle duży, że tata możę go włożyć w to miejsce u mamy do siusiania" - cytat z książki), to nasze dzieci bywają uświadamiane przez swoich rówieśników. Od pana Kasdepke oczekiwałabym czegoś na wyższym poziomie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10/6/10 07:36

    NIE POLECAM!!!
    Historia zabawna i pomysłowa ale pod koniec książki szczegółowy opis jak się "TO" robi jest przegięciem. Musiałam się nieźle natrudzić aby zmienić zakończenie. Odtąd zawsze będę czytać książkę zanim zacznę ją czytać dziecku.Jak dla mnie zakończenie jest zupełnie nie trafione!

    OdpowiedzUsuń
  3. ciesze się, że nie tylko ja mam takie zdanie. Prawie w ciemno kupiłam kolejną książkę tego autora. A tu ...

    Na szczęście kupiłam tez "Bocian czy kapusta?" aut. dr Steven C.Atkins i Lauri Berkenkamp
    to pozycja bardziej dla rodziców, ale odetchnęłam z ulgą, że nie muszę dziecku czytać pana Kasdepke.
    oczywiście zasada: czytaj zanim zaczniesz czytać dziecku obowiązuje nawet wśród sprawdzonych autorów niestety
    nie polecam wręcz odradzam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za te komentarze.
    Wprawdzie nie zamierzałam kupić, bo mamy świetną książkę Andre Arthusa "Wyjaśniamy dzieciom tajemnice życia", którą lata temu dostałam od mamy, a teraz przekazuję dziecku, ale niewykluczone, że pożyczylibyśmy "w ciemno" z biblioteki. Już jeden zamieszczony cytat upewnia mnie, że książkę trzeba omijać szerokim łukiem.
    "siusiak taty rośnie i robi się na tyle duży, że tata może go włożyć w to miejsce u mamy do siusiania"
    Aha, czyli jak się robi duży, to można go włożyć, bo mały pewnie by się nie zmieścił? Ot męska logika...
    I do tego "w to miejsce do siusiania"? Taki podręczny cewniczek, tak? A dziecko sobie potem w pęcherzu rośnie, rośnie, aż je mamusia wysiusia.
    To, że ktoś potrafi jeść, nie znaczy jeszcze, że potrafi również gotować. :P
    Pan Grzegorz powinien jednak wrócić do tematów, które wychodzą mu lepiej.
    Ksiązka Andre Arthusa czytana w dzieciństwie, została mi w pamięci jako piękna książka o miłości, z której biorą się dzieci.
    Co zostanie obecnemu pokoleniu? Horror?

    Bardzo dziękuję za ostrzeżenie!

    OdpowiedzUsuń