czwartek, 15 kwietnia 2010

Joanna Chmielewska: Kocie worki

Kobra, Warszawa 2004.

Nieudany powrót do przeszłości


„Wszystko czerwone” Joanny Chmielewskiej było bestsellerem i w zasadzie do dzisiaj cieszy kolejne pokolenia czytelników – to powieść, która się nie zestarzała i nie straciła na dowcipie. „Kocie worki” miały być powrotem do historii sprzed lat: Chmielewska ponownie umieściła akcję w Danii, przeniosła grupę przyjaciół do domu Alicji i wymyśliła intrygę, która pozwoliła połączyć motywy znane z autobiografii z literacką fikcją. Dla wielbicieli „Wszystkiego czerwonego” zapowiedź powrotu do pisarstwa z lat świetności była obietnicą humorystycznego stylu i ciekawej fabuły. Jak to jednak zwykle z podobnymi obietnicami bywa, realizacja wypadła gorzej od zamierzeń, „Kocie worki” nie zdołały nasycić odbiorców i odeszły w zapomnienie.

Jeżeli we „Wszystkim czerwonym” akcja rozgrywała się na oczach czytelników, w „Kocich workach” część informacji została ukryta: Alicja i Joanna doskonale się rozumieją, rozmawiają o sprawach sobie znanych – takie przeniesienie części historii do dialogów utrudnia zaangażowanie emocjonalne odbiorców, którzy muszą czuć się odsunięci na dalszy plan, a czasami wręcz wykluczeni. Posiądą wiedzę na temat przeszłości, lecz wiedza ta będzie już obarczona interpretacjami, w dodatku niepełna.

Chmielewska próbuje w „Kocich workach” uruchamiać dwa nurty – kryminał i romans. Tyle że ów romans rozmywa się w niekończących się dyskusjach, a kryminał traci na wartości przez przegadanie: w pewnym momencie zaczęła Joanna Chmielewska przechodzić od dynamicznej fabuły w stronę rozmów – i właśnie tymi rozmowami zarzyna w „Kocich workach” intrygę. To nie wszystko. Po kolejnych autobiografiach autorka przyzwyczaiła się do fiszkowego, mozaikowego stylu, w którym w drobniutkich akapitach rozprawiać się może z tym, czego nie lubi. Podobną strategię przyjęła i w „Kocich workach”, tyle że to, co w memuarowych wynurzeniach nie dziwi i nie zakłóca odbioru, w powieści zwyczajnie może zmęczyć. Dają się tu zauważyć strzępki powtarzane w autobiograficznych formach, ale też postacie, które w poprzednich książkach się pojawiały (należy do nich Marianek, czyli Marcinek z „Harpii”) – w ten sposób czytelnicy otrzymują odświeżane zaledwie, a dobrze im znane, schematy i nie mogą się już bawić lekturą.

W „Kocich workach” widać tęsknotę za klimatem dawnych opowieści z Alicją w roli głównej, lecz mimo starań powrotu do bestsellerowego stylu nie ma. Za bardzo zatraca się Joanna Chmielewska w drobiazgach i nieistotnych dywagacjach, za często daje upust prywatnym emocjom i subiektywnym ocenom: niby fanom to wystarczy, a jednak szkoda, że autorka nie skupia się bardziej na uprawdopodobnieniu fabuły – tym razem intryga jest mało wiarygodna i niewystarczająco rozbudowana.

Wśród rozmaitych pisarskich przyzwyczajeń i szablonów daje się też w „Kocich workach” zauważyć skarykaturalizowane wręcz przywiązanie do skrupulatnych wyliczeń – kilka razy z lubością autorka wymienia cały zestaw zróżnicowanych i przypadkowo zgromadzonych przedmiotów, jakby próbowała odmalować przed czytelnikami obserwowane sceny. Brzmi to coraz bardziej sztucznie i miejscami przypomina raczej kurs kreatywnego pisania niż dzieło doświadczonej autorki. Wielokrotnie powtarzane nawyki pisarskie teraz – w późnym okresie twórczości Joanny Chmielewskiej – stają się coraz bardziej skostniałe i bezbarwne, mimo emocji, jakie targają samą pisarką.

Oczywiście „Kocie worki” zwyczajnie nie wytrzymują porównania z książką, która uznawana jest za jedną z najlepszych w dorobku Joanny Chmielewskiej. Da się tę powieść przeczytać, ale o zachwyt w jej przypadku raczej będzie trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz